deraas
 
IndeksIndeks  CalendarCalendar  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Sus scrofa- Dzik euroazjatycki

Go down 
AutorWiadomość
Sui'dae

Sui'dae


Posts : 12
Posty fabularne : 9

Sus scrofa- Dzik euroazjatycki Empty
PisanieTemat: Sus scrofa- Dzik euroazjatycki   Sus scrofa- Dzik euroazjatycki EmptyPią Gru 13, 2019 12:56 am

Miano:
Sui'dae, (lecz najczęściej przedstawia się jako Sus)

Data urodzenia:
3115, pora Daoel

Typ elfa:
Aráe, czysta krew

Klasa społeczna:
Plebs

Przynależność:
NieZwykły obywatel

Profesja:
Bezdomny narkoman ""Zielarz"", złodziej


Cechy wyglądu:
Jeśli chodzi o ubiór to poczucie estetyki ma zerowe, jego aktualny strój ma już przeszło paręnaście lat i dziur w tej ścierce jest więcej niż w spleśniałym serze. Zszyta ze skrawków narzuta, zlewa się do ziemi na podobieństwo podstarzałego szlafroka, lub przegniłej odświętnej szaty kapłana, która ostatni raz prana była jeszcze w czasach kiedy smoków było więcej niż gołębi.
Liczne, nierówne szwy, niedyskretnie porozsiewane po praktycznie całej jej powierzchni, ukazują ilość razy kiedy to jej żywotność została cudownie przedłużona.
Portki, w nielepszym stanie (aczkolwiek widocznie młodsze o jakieś dziesięć lat), przypominające worek po kartoflach, skutecznie skrywają w swoich obszernych nogawkach niezbyt zgrabne, kościste uda.
Bo co jak co, ale kości tego osobnika można liczyć jak w książce do anatomii. (Jakoś mu się za często zdarza zapominać o podstawowych potrzebach. Jedzenie jest ważne! Pamiętajcie!)
Ogólnie to może i miałby szanse na bycie znośnym dla oka. Jakby się postarał... Bo póki co jego czarne jak smoła kłaki nie widziały grzebienia od ponad dekady, a te ciemne wory wokół gałek ocznych (Sen jest ważny! Pamiętajcie!) nadają mu wyglądu trupa, który wstał z grobu po czym stwierdził, że jednak wszystko nie ma sensu i ponownie kopnął w kalendarz.
Legendy mówią, że jego ponure poszarzałe tęczówki miały niegdyś przyjemny jasnozielony odcień (coś jak ogórek na śniegu, ale cieplejszy). Ale tak dawno to było, że już nie wiadomo i nie ma jak tego sprawdzić.
Ma brzydką tendencję do garbienia się, co nie dość, że ujmuje mu wzrostu, to daje mu bonusowe punkty do jego "sad hobo look", chociaż nawet i bez tego wygląda jak siedemdziesiąt nieszczęść.
Ciężko uwierzyć, że pod tym wszystkim, wciśnięty gdzieś pomiędzy odrapany, wyschnięty naskórek, a kruche, słabe kości, tkwi czystokrwisty, dumny elf.


Natura:
Obserwując jego zachowanie można odnieść wrażenie, że już dawno opuścił ten wymiar czasoprzestrzenny, a tajemnica podstawowych zasad dobrego wychowania nigdy nie została mu ujawniona. Być może jest to spowodowane jego abstynencją od bycia trzeźwym, bądź też bycia wystawionym na działanie podejrzanych substancji rozweselających już od wczesnych lat dzieciństwa. A może taki po prostu już jest. Ciężko stwierdzić. Chyba prędzej populacja smoków zwiększy się stukrotnie niż ktoś zobaczy go niebędącego akurat pod wpływem czegoś.

W każdym razie, jego charakter jest jak szalona kolejka górska z powyłamywanymi torami (i zepsutym oświetleniem)- niestabilny i chwiejny do granic możliwości. W jednej sekundzie wyzywa cię na pojedynek na sztućce, znieważając twoją matkę nazywając ją "ruchomą stertą kompostu", by po chwili rzewnie szlochać w twe ramię, płacząc nad losem deptanych przez leśną zwierzynę stokrotek i użalając się na nieprawidłowy kształt księżyca ("Powinien być kwadratowy! Dlaczego nie jest kwadratowy?!")
Kolejną niezbyt korzystną dla zdrowej socjalizacji kwestią jest jego nagminne kłamanie w żywe ślepia. Czy kieruje nim zwykła złośliwość? Chęć wyróżnienia się z tłumu? Żarty? A może sam już nie wie co jest prawdziwe a co nie? (Czasami się tak zdarza, szczególnie jak się ma takie przepełnione wrażeniami życie.) Tyle niestworzonych historii to nikt chyba nie wymyślił. (Raz nawet twierdził, że jest dowódcą Skrzydlatej Straży, ale akurat zgubił smoka.)
Z wykształceniem u niego też niezbyt dobrze. Niepiśmienny, a liczyć umie tylko gramy wysuszonego listowia.

Raz na jakiś czas zdarza mu się wpadać w melancholijne nastroje, podczas których rozpacza nad swoim zmarnowanym bytem, jednak smutek szybko usuwa się w kąt, gdzie wraz ze stadem czarnych myśli, zostaje pieszczotliwie otulony napuchniętą, grubaśną chmurką jakiegoś skleconego naprędce leśnego medykamentu.
Właściwie to te mentalne podupadania (dziwnym trafem występujące tylko kiedy wyczerpią się zapasy) mogą być nazwane nieśmiałymi prześwitami jego "prawdziwego ja", niezagłuszonego, niezaćmionego przez szkodliwe bodźce w postaci hojnych darów lasu, odkładające się niczym lepki smog w wąskiej przestrzeni między niekontaktującymi już najlepiej półkulami mózgowymi.
Na szczęście te stany występują nielicznie i zazwyczaj (tak długo jak kieszenie pełne) jest on pląsającym ładunkiem chaotycznej euforii, skorej do kradzieży gryczanych krakersów ze słabo pilnowanego stoiska, lub skromnego podbicia królestwa przy pomocy starego kija od miotły i zerwanego szyldu z napisem "Dzisiaj wszystkie warzywa za pół ceny!".

Jako że został wychowany w pobożnej rodzinie czczącej naturę sam też kontynuuje tę tradycję, choć z nieco mniejszym zapałem niż tatko, który potrafił ku czci dębów biegać nago wysmarowany od stóp do głów dżemem z rokietnika, srogo pohukując by przywołać żyjące w pobliżu puszczyki.
Na leśnej florze zna się jak nikt (oczywiście). Będzie kimał, a ty mu pomachasz pod nosem jakąś trawą, to on nawet się nie budząc ci wymamrocze co to.

Jego prawdziwą formą i ucieleśnieniem wzbudzającej żałość duszy jest wyśniony w trakcie rytuału poznania (rodzina takie wesele urządziła wtedy, że ho ho) dzik. Majestatyczny, budzący podziw zwierz, zawzięcie ryjący w butwiejących liściach i swoimi drobniutkimi, uroczymi raciczkami zostawiający wśród leśnej ściółki małe słodkie stempelki.
Jak religijne reguły nakazują, Sus stara się żyć na podobieństwo dzikiej świni, zgrabnie ryje po śmietnikach i za truflowcami (które stanowią jego ulubione źródło pokarmu, szkoda tylko że tak ciężko je znaleźć, nic dziwnego, że taki chudy).
Czasami zdarza mu się przysnąć w barłogu (stare lochy nie zawszę są z tego powodu zadowolone, ale jego mama też taka była, więc wrażenia to na nim nie robi).
Sporadycznie spędza czas wśród dziczej watahy, bo właściwie czemu by nie. Niejednego myśliwego pogoni lepiej niż czystokrwisty odyniec. Dziki trzymają się razem, a co!

Potrzeba socjalizacji waha mu się w zależności od nastroju i stopnia odurzenia. Raz zapomni o istnieniu takich pojęć jak "przestrzeń osobista" i "puść mnie ty podchmielona świnio!", a innym razem wpełznie pod stragan z rzepą, bądź zabarykaduje się w porzuconym w środku boru kredensie (proszę nie wyrzucać śmieci do lasu!) i spędzi tam samotnie tydzień (bo na dłużej maku nie starczy).

Romantycznie to kij go tam wie. Kiedyś skłaniał się bardziej w stronę płci żeńskiej, ale to były tak zamierzchłe czasy, nie wiadomo jaka jest aktualna sytuacja. Pewnie jakby chciał to by wziął cokolwiek (gorzej, że jego nikt nie weźmie), oczywiście poza mieszańcami i ogólnie ludźmi. Tfu! Tego to by patykiem nawet nie tknął (co za rasista!).
Ale nie wydaje się być póki co zbytnio zainteresowany tymi sprawami, więc spokojnie.

Jako ktoś o tak imponującej wiedzy zielarskiej, zawsze dysponuje szerokim wachlarzem produktów o różnorodnym działaniu. Jednak nie myślcie sobie, że się nimi podzieli, o nie! Nie jest instytucją charytatywną, a pieniądze go nie obchodzą (jak się postarać, to wszystko i tak jest za darmo). Swojego  towaru nie daje byle komu i za byle co, chyba że ma ku temu jakiś powód (lub nazbyt dobry humor). Zdecydowanie preferuje trzymać cały ten zielny kram tylko do użytku własnego. Taki już z niego egoista.
Miejmy nadzieję, że umrze samotnie w jakimś przydrożnym rowie.


Przeszłość:
A zaczęło się w sumie normalnie. Mama i tato byli całkiem przyzwoitymi elfami. Pracowali, płacili podatki i stanowili przykładnych członków społeczeństwa. Może i czasami brakowało pieniędzy, ale tatko zawsze coś tam potrafił skombinować, coby na głodniaka nikt nie chodził.

Wiara, choć wciąż nie traktowana zbyt przychylnie w tamtych czasach, towarzyszyła im praktycznie od zawsze, jeszcze na długo przed przyjściem na świat ich synalka. W ich oddalonej nieco od miasta chatce zawsze dyndały jakieś czaszki, piórka czy inne kolorowe ziółka, na przykład takie fajne czerwone kwiatki, co to czasami wieszali nad kołyską swojego potomka żeby w końcu zamknął mordę i poszedł spać. Może nie do końca poprawna etycznie metoda wychowawcza, ale jaka skuteczna! Szkoda tylko, że trochę przesadzili z częstotliwością i młody dość szybko zdążył się całkiem nieźle okopcić i potem to już wszędzie ganiał z tymi makówkami, a jak mu zabrać to cyrki odstawiał.

No i tak sobie wesoło żyli i budowali te swoje przyrodnicze ołtarzyki (mama to w ogóle miała wizje że jest jednorożcem, ojciec natomiast był niedźwiedziem), a jak akurat mieli przerwę od ganiania po lesie i czczenia kałuż, to pracowali i uczciwie zarabiali na życie. To znaczy wszyscy oprócz ich pierworodnego, gdyż on wolał spędzać dni hasając po makowych polach i ryć za truflowcami (szczególnie po tym jak rytuał poznania ukazał mu, że tak naprawdę jest dzikiem, wtedy to mu już do reszty odbiło).

Dawanie dyla przed odpowiedzialnościami to chyba jedyna rzecz do której miał talent. No, może jeszcze znajomość wszystkich ziółek jakie rosną w lesie, w końcu jak się urodziło w takiej pietruszkolubnej nawiedzonej rodzinie to coś tam z ich nauk się podłapie. Ale czy mu się to kiedykolwiek na coś przydało? No niby tak, ale nic pożytecznego z tą wiedzą nigdy nie zrobił (A mógłby nieźle zarobić, jakby ten talent wykorzystał, serio, ten koleś potrafi z każdej rośliny wyprodukować substancję psychoaktywną! Dajcie mu rumianek i stokrotki, a on to już jakoś wymiesza, jakoś ukręci, czegoś dosypie, obrobi nad płomyczkiem w świetle księżyca, i towar pierwsza klasa! 100% BIO Organic! Co prawda bycie dilerem nie byłoby szczególnie dumnym zawodem, ale zawsze coś. Ale nie, to chciwe bydlę zawsze chce wszystko dla siebie!)

O dziwo, choć wydaje się to nieprawdopodobne, w życiu miłosnym nie szło mu tak źle jak w pozostałych dziedzinach. To znaczy do czasu jak po trzech latach zażyłej relacji z poznaną gdzieś na mieście, wyższą od niego statusem damą (co ona w nim widziała nie wiadomo), wzięło go sumienie i nie chcąc dłużej kompromitować jej przed bogatym towarzystwem, w którym się obracała (a w którym on nie mógł się odnaleźć zupełnie), ulotnił się pewnego mroźnego wieczora, zostawiając po sobie jedynie pomięty pożegnalny liścik (który w sumie nic nie wyjaśniał, ale liczy się gest.)
Rodzice, serdeczni i rozmiłowani, aczkolwiek  nieprzepadający za bardziej od siebie elitarnymi jednostkami, nie zdawali się być przejęci, czy zatroskani takim obrotem spraw.

I tak jak przez te trzy lata był nawet czysty jeśli chodzi o kontakty z nadmiernie wesołymi, tęczowymi krokodylami (Jego druga połówka bardzo go pilnowała, bo to była strasznie troskliwa, kochana kobieta, nawet milsza od jego matki! Zdecydowanie nie jego liga! Miał szczerą nadzieję, że znajdzie sobie kogoś bardziej wartościowego.)  gdy tylko jego status zmienił się z powrotem na "singiel", nie widząc dla siebie lepszych możliwości, ochoczo powrócił do swojego dawnego stylu życia.

Niestety tym razem matka (przechodząca wówczas kryzys egzystencjalny, gdyż  okazało się, że źle odczytywała swoje wizje i zamiast jednorożcem była tak naprawdę kalarepą), nie uraczyła go już pobłażliwością, tak jak zwykła czynić dawniej. Zamiast tego, otworzyła szeroko drzwi i potężnym kopem posłała syna w najbliższe krzaki głogu (jakim cudem kalarepa mogła być aż tak agresywna?).

Ale w sumie fakt, miał już na karku te 52 lata, najwyższa pora by pomyśleć o przyszłości, usamodzielnić się. Raz na zawsze skończyć z nic niewnoszącą, pasożytniczą egzystencją. Może nawet dorobić się czegoś i zająć wysokie stanowisko? Życie pełne jest sekretów i tajemnic, kto wie co przyniesie kolejny poranek. Trzeba żyć chwilą, chwalić każdy dzień! Żyć jakby nie było jutra!
Dlatego pierwsze co zrobił to polazł pozbierać trochę makówek, czeremchy i sobie tylko znanymi sposobami ukręcił z tego takiego demona, że jeszcze przez tydzień widział dryfujące wśród chmur wielogłowe baranokozy.

Jak już mu przeszło, okazało się, że nie jest wcale tak lekko. Dotychczas nie martwił się o takie podstawy jak miejsce do spania, czy pożywienie, a teraz nagle do obydwu tych rzeczy dostęp został mu dość brutalnie ograniczony.

Co w takiej sytuacji można zrobić? Można na przykład znaleźć prac- Aaa gdzie tam! Trzeba ruszyć łbem, ot co! Tyle osób kiepsko pilnuje swojego dobytku, a znalezione nie kradzione, nie? Co się złego może stać, jak komuś zniknie grosik, bułeczka albo zaprzężony w konie wóz? Jaką różnicę dla wszechświata to zrobi?

Wyposażony w nową filozofię i zestaw zasad moralnych, wkroczył na kolejną, ekscytującą ścieżkę życia.


Dodatkowe informacje:
Twierdzi, że larwy, pędraki i ślimaki to całkiem niezłe źródło białka. (Żywe myszy w sumie też.)
Jak ma wyjątkowo udany odlot to smaruje się żywicą w celu utworzenia ochronnego pancerza.


Mocne strony:
Skręci dragi z praktycznie wszystkiego. Taki już jego talent. A jak się nie da, to on udowodni, że jednak się da.
Tyle lat doświadczenia, i proszę, oto mamy takiego zdolnego alchemika-majsterkowicza-herbalistę!


Słabe strony:
Niechętny do dzielenia się swoimi zielnymi wynalazkami.
No i ręce mu się trzęsą.


Posiadane zwierzęta:
Czasami za nim muchy latają, ale to chyba się nie liczy.


(...) /playlist?list=PLuaEvPjDPtFaBeBuofE7AM_nw4yeci-4d
Dzikowy żywot w wersji muzycznej UWU
wklej po zwykłym linku yt (głupie ograniczenia forum nie powstrzymają mnieeee)
Powrót do góry Go down
Sui'dae

Sui'dae


Posts : 12
Posty fabularne : 9

Sus scrofa- Dzik euroazjatycki Empty
PisanieTemat: Re: Sus scrofa- Dzik euroazjatycki   Sus scrofa- Dzik euroazjatycki EmptyPon Gru 16, 2019 9:58 pm

Czy zgadzam się, żeby w fabułach z MG (poza misjami)...
MG mogli trwale kaleczyć moją postać: YES DADDY ;3
MG mogli zabić moją postać: NIE
Powrót do góry Go down
 
Sus scrofa- Dzik euroazjatycki
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
deraas :: Strefa Postaci :: Biografie-
Skocz do: