deraas
 
IndeksIndeks  CalendarCalendar  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Ijo'Soth

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Ijo'Soth

Ijo'Soth


Male Posts : 112
Posty fabularne : 93

Ijo'Soth Empty
PisanieTemat: Ijo'Soth   Ijo'Soth EmptyNie Gru 15, 2019 3:59 pm

Opowiem wam historię, co się zdarzyła tu,
kiedy już zapadał zmrok po pochmurnym dniu.
Zapadał wokół zmrok… i padał deszcz… on środkiem miasta szedł…
Z nim szedł deszcz.

MIANO: Ijo'Soth
DATA URODZENIA: 48 dzień pory yuen, 3195 r. [19 lat]
TYP: pół-elf
KLASA SPOŁECZNA: plebs
PRZYNALEŻNOŚĆ: zwykli obywatele
PROFESJA: najemnik, złodziej

Miał ze sobą tylko wór, w nim skarby z dawnych lat…
Wyglądał jakby prosto z chmur... deszczowych nagle spadł...

APARYCJA

Młodzieniec nie jest zbyt wysoki jak na elfa i to chyba najbardziej wyróżnia go z tłumu długouchych. Mierzy sobie około 179 cm. Przyjemnych rysów twarz jest idealnie gładka, o co dobrze zadbał. Prosty nos, równo położone brwi oraz miodowej barwy ślepia, bacznie obserwujące każdy element otoczenia. Posiada tatuaż w postaci dwóch szerokich liści opadających z góry i nieco z prawej ku lewej stronie. Jeden ciągnie się od czoła, przez oko, po lewy policzek, drugi od policzka, przez usta, po podbródek i krtań. Mają barwę zszarzałego morskiego błękitu. Jasno brązowe włosy sięgają mu nieco powyżej ramion, są raczej marnie zadbane i postrzępione na końcach. Po obu stronach przy skroni zwisają sobie dwa wąskie warkocze uwiązane rzemykiem. Wąskie uszy są przyzwoitej długości, ładnie wpasowują się w elfie społeczeństwo. Na obu nosi mosiężne kolczyki w postaci niewielkich kółek, a lewe jest dodatkowo ozdobione trzema srebrnymi labretami po zewnętrznej stronie. Kolejny tatuaż na lewym ramieniu przedstawia kwitnącą paproć, pomiędzy łopatkami leży błękitno-czarne pióro skierowane dutką do góry i rozwiewające się u dołu. Niewiele niżej, również na linii kręgosłupa widnieją dwa długoskrzydłe ptaki odfruwające na prawo i lewo od czarnego okręgu, w którym doszukać się można zarysu księżyca yuen. Tuż powyżej prawej kostki widnieje kwiat lilii na tle okręgu przeciętego kilkoma pionowymi liniami niby strugi kończącego się deszczu.
Sylwetką raczej nie robi wrażenia. Nie należy do chodzących kościotrupów i z pewnością potrafi się sprawnie poruszać, ale niewiele poza tym. Nie miałby szans z pierwszym lepszym żołnierzem, przynajmniej nie w uczciwej walce. Lekka budowa pozwala na znacznie lepszą mobilność, co Ijo wykorzystał w pełni i nadal udoskonala. Zarówno jego postura, jak i sposób bycia przywodzi na myśl ulicznego kota. Z jednej strony zrelaksowany, z drugiej jednak zawsze gotowy, by wystrzelić jak ze sprężyny na pierwszy alarm. Zazwyczaj zachowuje powagę lub obojętność, jego rzeczowe podejście do życia jest tu szczególnie widoczne. Nie znaczy to, że nie potrafi się uśmiechnąć, a wygląda wtedy równie dobrze. Zdecydowanie do twarzy mu z wesołością.

Do baru wszedł, co w mieście był, zamówił whisky dwie…
A gdy rozejrzał wokół się, bar opustoszał wnet.

CHARAKTER

Jest elfem dość specyficznym i można znaleźć w nim sporo sprzeczności, które jednak zdołały wspólnie koegzystować przez te wszystkie lata. Ijo całkiem dobrze czuje się w towarzystwie, ale tylko konkretnych osób. Nie krępuje go obecność obcych, chyba że zwracają na niego nadmierną uwagę, bynajmniej też nie przeszkadzają mu dobrzy przyjaciele. Najgorszym typem są zaś ci znajomi kojarzeni z jednego czy paru spotkań. Osoby, które mogą go rozpoznać i powiązać z faktami, a jednocześnie same pozostają w pewnym stopniu nieobliczalne, są dla niego najbardziej podejrzane. Praktycznie wszystkim w pewnym stopniu nie ufa, co niestety często da się odczuć czy to przez poczynania czy zwykłe nastawienie. A jeśli już o tym mowa, Ijo nie szuka przyjaciół, wystarczają mu ci, których ma, a którzy i tak postanowili się pochować. Większość jego kontaktów to czysto biznesowe podejście, dobry układ lub korzystny dług.
Gdzieś w głębi serca jednak brakuje mu tego wszystkiego. To zapewne dlatego zaczął łapać się przelotnych miłostek, a nawet tych jeszcze mniej istotnych. Nie podchodzi do nich ani osobiście ani poważnie, ale w pewien sposób je szanuje, jak sam twierdzi. Fakt, że ktoś poświęcił mu choć trochę własnego czasu i to nie po to, by dobrze wycelować kamieniem, ma swoje znaczenie. Co z tego znaczenia wynika, ciężko powiedzieć, bo jednak Soth jest elfem samolubnym i w pierwszej kolejności będzie myślał o sobie i swojej rodzinie.
Charakteryzuje go niespodziewana wierność dla tych, którzy zaczęli coś znaczyć w jego życiu, przy czym Sothi jest jak bumerang. Może znikać bez uprzedzenia, on sam też może być zostawiony sobie, ale to jeszcze niczego nie przekreśla. Ewentualna rozłąka ma dla niego najmniejsze znaczenie w całej relacji. Z drugiej strony ciężko powiedzieć, żeby łatwo wybaczał. Pod tym względem jest jak rasowa kobieta i zapamięta ci wszystko, co kiedyś zrobiłeś, chciałeś zrobić, a pewnie i to, co mógłbyś chcieć, jeśli zaleziesz mu za skórę. Łatwo go do siebie zrazić na różne sposoby, od krzywdy, po zwykłą głupotę, przez którą zostaniesz wrzucony do worka z napisem "bezużyteczni". Nie oznacza to jednak, że nie będzie miał na takiego delikwenta oko, może nawet przeciwnie, jeśli trafi się oryginalny egzemplarz. Generalnie jednak nie lekceważy nikogo, gdyż sam wie za dobrze, że pozory mogą wyśmienicie kłamać.
Nie lubi dzieci, wręcz ich nie znosi, niemal tak samo mocno jak ich głupich tekstów. Prawdopodobnie ma to związek z jego przeszłością i całą gamą niemiłych wspomnień związanych z młodocianymi. Jego obecna taktyka polega głównie na ignorowaniu i okazyjnym przepłoszeniu, raczej nie byłby skłonny takowych krzywdzić, przynajmniej nie umyślnie.
Choć ma system wartości, to jest on kompletnie autorski i moralność Sotha czasem dalece odbiega od tej powszechnie przyjmowanej. Nie boi się łapać wszelkich forteli w obronie swoich interesów. Nie widzi też niczego nieodpowiedniego w przywłaszczaniu sobie rzeczy, których poprzedni posiadacz nie umiał upilnować. Jego sposób życia można poniekąd podpisać pod jakże naturalną zasadę o przetrwaniu silniejszych. Pomaganie uciśnionym zwykle jest przereklamowane, o ile nie widzi w tym wyraźnego i pewnego zysku. On sam raczej nie miał okazji brać przykładu tego typu z kogokolwiek, więc też nie czuje się tu w żadnym obowiązku. W stosunku do wrogów natomiast jest bezwzględny i wykorzysta każdą sposobność, by sprowadzić ich tam, gdzie mają swoje miejsce. Zwykle jest to jakieś półtorej metra pod ziemią. Nie, jakoś nie przejmuje się zabijaniem elfów. Tak naprawdę, to nie do końca się z nimi utożsamia pomimo wyglądu i pochodzenia. Nie przepada też za ludźmi i chyba najchętniej określiłby mieszańców całkiem nową rasą, a reszcie kazał iść w diabły. To zapewne nigdy się nie stanie, ale pomarzyć można.
Lubi się dobrze zabawić, kiedy ma na to czas i środki. W grę wchodzą praktycznie wszystkie opcje, aczkolwiek to też zależy od towarzystwa. Nigdy nie będzie pił przy obcych więcej niż symboliczny kieliszek, a jeśli już pije, to najlepiej wino. Nie jakieś podłe do polewania w rynsztoku, ale dobre, stare wino, koniecznie wytrawne. Choć tak naprawdę wszystko przejdzie mu przez gardło, o ile nie jest trujące. Nie ma obrzydzenia do większości okropności, jakie można spotkać na ulicy, tak samo widok trupów i innych materii w różnym stadium rozkładu nie jest mu zbytnio obcy.
Tymczasem przyszło mu zetknąć się z religią, którą ów elfy zapożyczyły sobie od driad. To ostatnie słowo było na tyle neutralne, że nie poczuć odruchowego odrzucenia na tę myśl. Może na to nie wygląda, ale Ijo nawet wziął sobie do serca te wszystkie bajki o leśnych duchach i odrodzeniu jako element natury. Zasadniczo ta wiara nie wymaga od niego niczego konkretnego, nie narzuca sztywnych zasad i to mu najbardziej w niej pasuje. Poczuwszy tę wolność, młodzieniec postanowił bardziej poznać swoje duchowe zwierzę, zaczął się z nim nie tylko utożsamiać, ale też niejednokrotnie widział w nim alegorię własnego życia. Nie tylko tego, ale i następnego, w końcu wszystko, czego się teraz nauczy, może później wykorzystać, czy tak? To był dodatkowy impuls pchający go naprzód w dążeniu do perfekcji swoich umiejętności. Lotos był legendą, a Ijo zapragnął stać się jeszcze jedną. To pragnienie wciąż łazi mu gdzieś z tyłu głowy, ale grzecznie ustępuje miejsca aktualnym potrzebom. Zresztą, jedno drugiego nie wyklucza i on doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Elfia krew dała mu czas. Dużo czasu.

Ponury wzrok miał wbity w kąt, gdy wolno whisky pił.
A potem wyszedł prosto w mrok i w gęstniejący pył...

PRZESZŁOŚĆ

Gdyby jej nie znał, prawdopodobnie byłby szczęśliwszą osobą.
Odkąd pamięta, mieszkał w sierocińcu. To był… obskurny budynek, mieścił się w biednej dzielnicy Gaya'Ros, tuż na granicy slumsów. Podobno pierwotny właściciel pragnął zrobić trochę dobrego dla najbiedniejszych mieszkańców miasta. Podobno też skończył na końcu czyjejś klingi, a przynajmniej tak mówią ci, którzy go lubili, inna wersja głosi, że oszukiwał na podatkach i sprzedawał biedakom używki, a kiedy się dorobił, to zwyczajnie wyjechał. Placówka pozostała w spadku komuś, kto zupełnie się nią nie interesował, nie bardziej niż było to konieczne, a dziećmi zajmowała dość zgorzkniała kobieta, prawdopodobnie mająca mniej elfiej krwi niż sama twierdziła.
Aczkolwiek nie do końca tam zaczęła się jego historia. To było kilka przecznic dalej, przy jednej z ruchliwszych ulic. Idealne miejsce dla lokalu serwującego ciepłe jadło, dobre drinki i inne rzeczy. Budynek w żaden sposób nie zachwycał, ale też nie było takiej potrzeby.
- … Tamta - rzucił, ruchem głowy wskazując tablicę z rozpiską cen.
- Piętnaście fialarów.
Mężczyzna uniósł brwi.
- Dziesięć - odparł.
- Nie może byyć… - Barman pokręcił głową. - Jest najlepsza.
- Mówisz tak, bo tak jest czy dlatego, że ja mam pieniądze, a ty nie masz klientów? - Oparł się łokciem o ladę. - Dam dziesięć fialarów i… obietnicę, że prawda o konkurencji dojdzie do bardzo nieodpowiednich uszu.
Barman milczał chwilę, miętoląc skręta w zębach. Wyjął go i zgasił o blat, po czym zerknął na klienta badawczo.
- Stoi.
- Pokój numer pięć - wyrecytował i odszedł od baru.
Jak zwykł mawiać właściciel: wolno im było zatrzymać każdy napiwek, z wyjątkiem jednego. Mężczyźni zasadniczo nie byli im potrzebni, a i sam fakt nieprzydatnego wieku tym bardziej przesądzał sprawę. Protestowała i poniosła za to karę. Rozważali nawet przykładne wzięcie jej ze sobą, ale ewentualne krzyki mogłyby tylko narobić kłopotów. Strażnik, bo tak nazywano wynajętych do ochrony osiłków, zatrzymał się w zaułku i zastanowił. Miał się pozbyć problemu i nie bardzo chciało mu się z tym babrać. Niewiele myśląc, zostawił zawiniątko w drewnianej skrzynce pod oknem, gdzie wyrzucano resztki jedzenia, i wrócił do swoich zajęć. Uparła się, by było w kocu, a raczej kawałku szmaty, który kiedyś był chyba fartuchem. Należał do niej, więc tylko machnięto na to ręką.
To była raczej chłodna noc, dziecięce piski przyciągnęły uwagę dziewczyny idącej akurat do pracy na nocną zmianę, chociaż była to praca zupełnie inna. Osoba również była inna, nie miała serca zostawić maleństwa na pastwę losu, zabrała je więc ze sobą, prosto do sierocińca, w którym pracowała.
Nie utrzymała długo tej pracy, okazała się… nieposłuszna przełożonej, jak to określano, wszyscy jednak wiedzieli, że stara po prostu chciała zgarnąć więcej pieniędzy dla siebie. Wszystko wyglądało tak, jakby trzymało się na słowo honoru. Każdy dzień był jak walka o przetrwanie w wersji młodocianej, albo było się kozakiem z pięścią albo ciotą, która systematycznie zbierała jakieś cięgi. Ijo, można powiedzieć, oscylował pomiędzy, głównie dlatego, że nawet nie starał się być lubiany. Podczas gdy dzieciaki miały o sobie coś powiedzenia, o swojej przeszłości, przynajmniej większość, o nim można było powiedzieć tylko tyle, że został wygrzebany ze śmietnika. Robal. Szczur. To akurat jedne z najlepszych określeń, które doń przylgnęły.
Soth nie zamierzał robić im za prywatny teatrzyk. Kiedy tylko mógł, wychodził na zewnątrz, patrzył na przechodniów, uczył się wszystkiego, co robili. Gdy uznał, że wie jak zapewnić sobie wszystkie cztery rzeczy niezbędne do przeżycia, zwyczajnie nie wrócił. Nie był pewien czy ktoś go szukał, ale nie zdziwiłby się, gdyby tak nie było.
Jako rasowe dziecko ulicy, wiązał końce na wszelkie dostępne sposoby, kradł, oszukiwał, znajdował. Nagabywał przechodniów na przysługi, nosił skrzynki dla marynarzy, pomagał kupcom w ich knowaniach przeciwko konkurencji. Nigdy nie próbował żebrać, już sama praca dla "bogaczy" napełniała go pewnego rodzaju niesmakiem.
Narobił sobie niezłych kłopotów, kiedy spróbował okraść pewną panią z jej ładnie zdobionego noża, który tak kusząco zwisał jej u paska. Gdy został przyłapany, zaczął uciekać. Nie wątpił, że kobietka pobiegnie za nim, nie sądził jednak, że będzie w tym pościgu aż tak wytrwała. Jeden zaułek, drugi, trzeci, jakaś uliczka, stos koszyków i murek. Trafiła się nawet weranda po drodze, a dokładniej jej nisko zwieszony daszek, bo ktoś nieopatrznie postawił przy nim dogodnej wysokości beczkę. Ijo zeskoczył miękko po drugiej stronie płotu i skręcił ponownie, prawie przewracając się przy tym manewrze. Zawahał się przed kamiennym murem, zdecydowanie zbyt wysokim, by mógł go ot tak przeskoczyć. Ten ułamek sekundy wystarczył, by został złapany za rękę jeszcze przed rozpoczęciem wspinaczki. Serce biło mu jak oszalałe, kiedy skierował baczne i chłodne spojrzenie na kobietę. Wyglądała… dziwnie, w ogóle tak też się zachowywała, zamiast krzyczeć i zwołać straże, ona po prostu stała i patrzyła na niego niczym na jakieś niespodziewane odkrycie. Tamtego dnia popełnił dwa wielkie błędy w ocenianiu elfki. Jeden przy kradzieży, drugi w tej krótkiej chwili, kiedy tak patrzyli na siebie, był przekonany, że zechce się zemścić. "Kim jesteś?" - spytała zamiast tego. "Nikim" - burknął obronnie, mocniej zaciskając dłoń na swoim łupie. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się pod nosem. "A chcesz być kimś, misiaczku?" Wyciągnęła rękę w jego stronę, patrzył przez chwilę na tą otwartą dłoń, by ostatecznie umieścić w niej zdobiony nóż. To był punkt zwrotny, drugi z tych kilku najważniejszych, które zaważyły na jego życiu. Od tamtej pory dziewczyna i jej przyjaciele, których wkrótce też poznał, stali się jego rodziną. Pierwszą prawdziwą, jeśli można tak to ująć.
Choć zdawał się wciąż sceptyczny i raczej ostrożny w swoich stwierdzeniach, Biały Lotos szybko stał się dla Sotha małym, ale kompletnym światem. Był wśród nich najmłodszy, ba, wręcz odstawał swym dziecięcym jestestwem, ale nie czuł się przez to ani trochę gorszy. Wręcz przeciwnie, wciąż starał się zdobywać nowe umiejętności, by udowodnić pozostałym, że z łatwością może im dorównać. Mimo to nikt nie zamierzał zabierać na misje dziewięciolatka, ale Ijo znajdywał sobie swoje własne zadania. Poza treningiem i asystowaniem przy różnych wspólnych zajęciach większość czasu spędzał na mieście, włócząc się to tu, to tam, poznając dokładnie teren, ale i przede wszystkim mieszkańców i ich problemy, szczęścia, umiejętności i wieści. Był oczami i uszami swojej gildii, co idealnie odwzorowywało jego duchowe zwierzę.
Lotos miał swoją małą tradycję, maski, które skrzętnie zasłaniały oblicza członków na każdym wypadzie w teren, nie wzięły się znikąd. Każdy członek przechodził rytuał poznania. Może nie wszyscy szczycili się wzorową wiarą, ale liczył się symbol, a Srebrny Lis dbał, by wszystko wyglądało jak należy. Ijo widział we śnie ptaki, czarne ptaki krążące nad nim i nad całym miastem, jakieś postacie dookoła, których jednak nie mógł zapamiętać. Uwagę jednak całkowicie przykuł jeden z pierzastych, który po zgaszeniu się świateł, runął na niego z nieba. Ziemię zalał blask księżyca, a kruk rozłożył skrzydła, po których spłynął czysty błękit. Z jego dzioba wydobyły się słowa, te same, które tak bezładnie kołatały się w umyśle Sotha już od lat, a o których starał się raczej zapomnieć. Były też te milsze, aż w końcu wszystkie formuły wypowiadane przez członków Lotosu jeszcze tego samego dnia. Azur wzbił się z ziemi i wleciał mu w twarz.
Na pierwszą misję wyprawił się, kiedy miał 9 lat. Ciężko powiedzieć, że go na nią zabrali, właściwie nikt nie wiedział o udziale Azura, póki nie było za późno. Właściwie dobrze się stało, może nie uratował sytuacji, ale z pewnością ułatwił sprawę. Od tamtej pory stał się pełnoprawnym członkiem swojej organizacji. Czuł się znacznie bardziej doceniony, ale to bynajmniej nie sprawiło, że osiadł na laurach. Przeciwnie.
Żaden członek ich bractwa nie dowiedział się nigdy, że Ijo jest mieszańcem, a przynajmniej on sam nigdy tego nie powiedział. Skrupulatnie też pilnował, by jego twarz pozostała gładka, tak jak i kończyny, które dla pewności zasłaniał. Nie robił tego bynajmniej dlatego, że chciał upodobnić się do czystych arae, to było i jest czysto biznesowe podejście. To się opłaca.
Rozpad Białego Lotosu był… jego osobistą tragedią. Osoby, do których tak bardzo się przywiązał, którym ufał, i w których mógł szukać oparcia, nagle zniknęły z jego życia. Do dziś uważa to za najgorszą decyzję Lisa, choć tak naprawdę nie była tylko jego, a wszystkich. Ijo nie zamierzał jednak rezygnować z czegoś, na co poświęcił większość swojego życia i całość swojego serca. Choć nie działał już jako Lotos, to nie został bezradny. Wiedział dobrze, gdzie szukać informacji, jak je wyłuskać i wykorzystać. Udało mu się dowiedzieć pewnych rzeczy, które, jak jest przekonany, dotyczą bezpośrednio ich Wilka i tego, co się wydarzyło.

Zapadał wokół zmrok… i padał deszcz… on środkiem miasta szedł…

DODATKOWE INFORMACJE: Często zagląda do Piwniczki u Cioteczki Bu, w zasadzie nawet lubi tę starą kobietę. Nie jest jeszcze nigdzie notowany, ale całkiem możliwe, że w odpowiednich sferach ma reputację człowieka do zleceń wszelakich. Teoretycznie jego zawód jest legalny, ale to też kwestia ceny oraz tego, kto akuratnie pyta.

Z nim szedł deszcz.

ZALETY:
﴾ zna sztukę przetrwania zarówno w dziczy, jak i mieście;
﴾ znajomość ziół;
﴾ zje wszystko, co może strawić;
﴾ odważny racjonalista;
﴾ akrobata;
﴾ dobrze się skrada;
﴾ umie otwierać zamki i rozbierać podobne mechanizmy;
﴾ wykwalifikowany kieszonkowiec;
WADY:
﴾ racjonalista, nie stać go na rycerskie gesty;
﴾ ma słabość do wina, kobiet i dobrej zemsty;
﴾ często zachowuje się instynktownie, a co za tym idzie: nierozważnie;
﴾ uparty przy swoich racjach;
﴾ ryzykant;
﴾ sentymentalny;
﴾ bezczelny;
﴾ nieufny w stosunku do każdego;
﴾ czyta i pisze na poziomie wczesnej podstawówki;
﴾ pyskaty i nietaktowny.

POSIADANE ZWIERZĘTA:
Riri - młoda samica sroki, wyszkolona do przenoszenia listów i drobnych przesyłek. Ptak reaguje na różne polecenia, lubi naśladować słowa, śmiech i spać na plecach. Upierzenie ma dość mocno czarnobiałe, z minimalnym akcentem kolorowego połysku. Sprawił ją sobie po zamieszkaniu razem z Veyverie.

EKWIPUNEK:

Nowy opis ubioru [17.02.20.]:

Stary opis ubioru [leżą w szafie albo gdzieś indziej]:

Broń:

Magiczny Targ:

Inne rzeczy:
To koniec już historii… która się kończy źle…
Samotności w taką noc niech każdy strzeże się.
Shamrock - "Opowieść"


Ostatnio zmieniony przez Ijo'Soth dnia Nie Lut 23, 2020 3:23 pm, w całości zmieniany 10 razy (Reason for editing : aktualizacja ekwipunku)
Powrót do góry Go down
Ijo'Soth

Ijo'Soth


Male Posts : 112
Posty fabularne : 93

Ijo'Soth Empty
PisanieTemat: Re: Ijo'Soth   Ijo'Soth EmptyNie Gru 15, 2019 4:00 pm

Czy zgadzam się, żeby w fabułach z MG (poza misjami)...
MG mogli trwale kaleczyć moją postać: nie
MG mogli zabić moją postać: nie
Powrót do góry Go down
Divya
Admin
Divya


Female Posts : 115
Posty fabularne : 150

Ijo'Soth Empty
PisanieTemat: Re: Ijo'Soth   Ijo'Soth EmptyNie Gru 15, 2019 4:18 pm

Akcepcik!
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Ijo'Soth Empty
PisanieTemat: Re: Ijo'Soth   Ijo'Soth Empty

Powrót do góry Go down
 
Ijo'Soth
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
deraas :: Strefa Postaci :: Biografie-
Skocz do: