deraas
 
IndeksIndeks  CalendarCalendar  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Lothar't

Lothar't


Male Posts : 118
Posty fabularne : 75

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyCzw Sty 09, 2020 2:32 am

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Hohlandia

Dom, który niewiele różni się od innych budynków w okolicy. Z tym wyjątkiem, że ten konkretny, znajduje się dokładnie na rozwidleniu uliczki, dzięki czemu nie jest trudno go znaleźć. Posiada parter użytkowy, czyli kuchnia, jadalnia, przedsionek i salon, oraz piętro mieszkalne, składające się wyłącznie z czterech sypialni. Dodatkowo jest tu poddasze, które pełni rolę zwykłego strychu i skarbnicy przeróżnych dziwactw, zwiezionych przez nowego właściciela. Dom został wykupiony po zastraszającej przecenie, ponieważ poprzedni posiadacz nieruchomości skarżył się na nawiedzające posiadłość - "siły nieczyste". Czy to prawda? Obecny właściciel o nagannej reputacji nie pokłada w to wiary, ani większej uwagi.
Powrót do góry Go down
Yenna'thal

Yenna'thal


Posts : 124
Posty fabularne : 59

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyPon Sty 13, 2020 6:51 pm

To już drugi raz jak została zaczepiona przez podstarzałego już kuriera, posłanego przez tajemniczego "Nieznajomego". Za pierwszym razem nawet nie zdążyła zapytać o tożsamość pracodawcy pośrednika, a jego już nie było, jakby brukowany chodnik po prostu się pod nim rozstąpił i go pochłonął. Zdecydowanie niecodzienna sytuacja, toteż list otworzyła jeszcze na środku ulicy, czekanie z tym na powrót do kwater byłoby dla kobiety prawdziwą męczarnią. Tak jak mogła się spodziewać, prośba do niej skierowana również była dziwna, a jej brwi zmarszczyły się wyraźnie na pierwsze słowa o tym, że była obserwowana bez swojej wiedzy. Odruchowo uniosła głowę i przesunęła wzrokiem po twarzach przechodniów, nawet jeśli prawdopodobieństwo, że nadawca znajdował się w pobliżu było znikome. Musiała przyznać, że był to kiepski wstęp do prośby, która zaraz potem nastąpiła, a niemalże groźba kończąca list praktycznie ją wzburzyła. Elf miał czelność ją śledzić, szantażować, a przy okazji liczył na przysługę z jej strony. Poirytowana zerwała cienki sznurek i szary papier, w które zapakowana była paczuszka, chcąc zobaczyć o cóż takiego się rozchodziło. Gdy zielone oczy spotkały kamień na srebrnym łańcuszku, zabłysły z uznaniem i w momencie zamknęła pudełeczko. Wolała przyjrzeć się wisiorkowi na spokojnie, w pracowni przy rodzinnym domu.
Potrafiła docenić kunszt wykonania amuletu, był doskonale wykończony, z wyraźną dbałością o szczegóły ze strony złotnika. Klejnot, który zdobił go w centralnym punkcie był niemalże przezroczysty, ale dobrze oszlifowany, a w bezpośrednim świetle drugiego księżyca rzucał na otoczenie drobne światełka. Oceniała jego wartość na konkretnej wielkości sakiewkę fialarów, a sama byłaby skłonna dać nawet więcej za tę konkretną błyskotkę. Niezmiernie kusiło ją, by założyć biżuterię na własną szyję, tuż pod smoczym amuletem, ale złapała się na swojej pochopności tuż przed zapięciem go pod włosami. Nawet jeśli do tej pory był bezpieczny w dotyku, to nie znaczy, że nie miał jakichś ciekawszych właściwości z chwilą, gdy zawisł komuś pod gardłem. Powinna może skonsultować się z doskonale znanym jej magiem, który na pewno byłby w stanie wyczuć jakiekolwiek magiczne impulsy, ale nie chciała zawracać mu głowy drobnostkami. Na razie po prostu naszyjnik zostanie bezpiecznie odłożony w wyłożonej czerwonym aksamitem szkatułce, a to co zrobi z nim potem, jeszcze nie wiedziała.
Chociaż kwestia nieznajomego pochodzenia prezentu pozostała niezbadana, Yenna'thal oprócz wzmożonej czujności przez kilka następnych dni nie zdecydowała się na dodatkowe środki ostrożności. Dopiero kolejny list, dostarczony po pewnym czasie przez tego samego mężczyznę, przypomniał jej o całej sytuacji. Zawołała za zuchwałym kurierem i próbowała go gonić, ale tym razem również znikł jej z oczu w krętych uliczkach Gaya'Ros. Zdyszana i sfrustrowana zatrzymała się w końcu i brutalnie zerwała pieczęć, by dowiedzieć się czego tym razem żądał ów "Nieznajomy". Tym razem czekało na nią zaproszenie i, a jakże, kolejna pogróżka. Prychnęła na kartkę, tak jakby mogła w ten sposób przekazać wiadomość nadawcy i kontynuowała swój dzień.
Nie zamierzała zostawić bez odpowiedzi bezczelności, z którą została potraktowana i jej porywczość wzięła górę nad jakimkolwiek rozsądkiem. Następnego ranka ubrała się w wygodny kaftan i spodnie, a u pasa przytroczyła długi sztylet. Nie chciała mimo wszystko chodzić po mieście obładowana bronią, a włócznia i tak w walce w ciasnych pomieszczeniach nie była skuteczna. Nie zapomniała również o przedmiocie całego zainteresowania; owinięty w sukno amulet został bezpiecznie schowany w wewnętrznej kieszeni kurtki. Anonimowy elf wcale nie musiał wiedzieć, że ma go przy sobie.
Tak przygotowana osiodłała konia i pognała wąskimi uliczkami, póki nie dotarła do głównego traktu i nie odnalazła wspomnianego rozdroża i stojącego przy nim domu. Ervaela zostawiła jednak w pewnej odległości od swojego celu, nie była w końcu pewna co ją tam czeka i chociaż szybka ucieczka może okazać się niezbędna, wolała nie zostawiać zwierzęcia za drzwiami, gdy sama była w środku.
W końcu jednak zbliżyła się do drewnianych drzwi domostwa, a przechodząc obok okien zerknęła w nie, nikogo jednak nie dojrzała. Żadnej żywej duszy, przynajmniej w mijanym pomieszczeniu. Martwej duszy też się nie spodziewała, nie wierzyła w bajki o rzekomym nawiedzeniu budynku przez duchy, czy inne demony. Zwykłe bajki, którymi karmi się elfiątka, coby nie zapuszczały się tam, gdzie ich nie potrzeba. Jej jednak nie odstraszyły, zwłaszcza że była żądna wyjaśnień. Przez chwilę rozważała czy pukać do drzwi, ale w końcu stwierdziła, że niczym nie ryzykuje. Stuknęła więc kilkukrotnie knykciami o drewno i czekała. Jeśli przez dłuższy czas nic się nie stało, dopiero wtedy pociągnęła próbnie za klamkę.
Powrót do góry Go down
Lothar't

Lothar't


Male Posts : 118
Posty fabularne : 75

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyWto Sty 14, 2020 12:15 am

Yenna'thal miała szczęście, że była jeszcze zbyt daleko od domostwa, by słyszeć huki i trzaskanie przedmiotami na piętrze, bo by może uwierzyła w te "duchy". Ale powód wyjaśnienia tych hałasów był dziecinnie prosty... Lokator.
-KURWA! PIERDOLONA KURWA!
Darł się białowłosy elf, wywracając meble sypialniane na pietrze, po czym zaczął uderzać pięścią w ścianę, tak długo, aż w drewnie zrobiły się pęknięcia i wgniecenia, zaś kostki prawej dłoni zdarły się do krwi, puchnąc gwałtownie. Zaprzestał, gdy ciągły nieustępliwy ból zaczął przekształcać się w znieczulenie, a ten stan nie dawał żadnego satysfakcjonującego efektu. Oparł się o belkę, po której zsunął się ociężale na ziemie, drugą ręką chwytając swoje obolałe knykcie. Wyglądały, jakby jeszcze kilka uderzeń miały odkryć kości. Zęby zaciskał, a fiołkowy wzrok przepełniony był gniewem. Jego nieopanowana furia zdemolowała pół piętra, ale miał to w dupie. Temu miejscu i tak potrzebny był remont. Jednak co wywołało w nim taką wenę twórczą?
-Suka! Jej twarz powinna całą wieczność kąpać się we własnej krwi!
Warknął, podając zresztą powód. Często tak miał, że gadał sam do siebie, bo był sobie najlepszym rozmówcą. Tym razem jego myśli biegły po najgorszych drogach, widząc tą samą sylwetkę, umierającą po tysiąckroć, zawsze w agonii. Niedawna wizja, w nierealnych tworach mózgu. Lecz wciąż pytanie, o kim myślał? O pewnej wiedźmie spotkanej w lasku, która weszła mu na ego, po czym na jego szablę. Przykra sprawa, nikomu nieznana, jednak on ją rozpamiętywał. Nabawił się kilku ran na ciele, czując się jak jakiś słabeusz. Dlatego musiał zaakceptować ból...
Gwałtownie wstał i drugą pięścią zaczął nawalać w grubą belkę, z czasem powodując efekt zbliżony do poprzedniej sytuacji. Na koniec, nie zważając na cieknącą na deski krew, chwycił belkę i wydobył z siebie wrzask wściekłości. Zupełnie zatracił się w gniewie, zaś sąsiedzi już musieli trząść portkami. Gdy ucichł, oparł czoło o powierzchnię płaską i zaczął ciężko oddychać, jakby chcąc ochłonąć. Nic jednak nie było takim kubłem wody, jak dźwięk pukania do drzwi...
Nie minęło dużo czasu, a Białowłosy zaczął powoli stawiać kroki na coraz niższym schodku, chcąc przedostać się na parter. Swoje zakrwawione dłonie zaczął owijać bandażem, aby nie musieć się tłumaczyć zanadto z dziwnego stanu pięści. Wiedział kogo się spodziewać, nie bez powodu dał tak krótki czas w swoim liście do pewnej koleżanki ze Skrzydlatej Straży.
Stanął przed drzwiami, gapiąc się w nie pusto, jakby wzrok miał się przez nie przebić. Choć ktoś dalej pukał, on to lekceważył. Zastanawiał się co zrobi. Efekt był wystarczająco pozytywny, bo umierająca w niewiedzy Yenn pozwoliła sobie szarpnąć klamkę i prawie że wpaść do środka. Oczywiście, przed sobą mając posturę elfa o bladej skórze i fiołkowych oczach.
-Yenna'thal. Cieszę się, że czujesz się jak u siebie. Początek mamy za sobą. Zamknij drzwi.
Rzucił sarkastycznie, mrużąc oczy, jakby ją analizując, po raz pierwszy będąc z nią w cztery oczy, a nie na odległość, łączącą tylko spojrzenie. Gdy już mógł w głowie utrwalić jej pełny obraz na dobre, odwrócił się do niej plecami, kierując się do jadalni, gdzie był podłużny stół na sześć cześć osób (dobre sobie). Otworzył jeden kredens, skąd wyjął grubą sakwę wypchaną ich walutą, po czym rzucił ją na blat, co wydało charakterystyczny brzdęk. Spojrzał w jej kierunku, szukając oczami amuletu. Nie było go. To zastanawiające.
-Twoje wynagrodzenie. Amulet. Daj.
Powiedział, zakładając ręce na piersi i marszcząc gniewnie brwi, bo nie wierzył, by poszło gładko. Czuł to po bolących kostkach. W głosie jednak słychać było, że nie był bardzo cierpliwy, gdy ktoś miał coś należącego do niego. Niestety Lothar't nie rozumiał, że świat nie jest taki prosty i narzucony przez niego układ między nimi, wcale nie był czymś uzgodnionym. Co teraz?
Powrót do góry Go down
Yenna'thal

Yenna'thal


Posts : 124
Posty fabularne : 59

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyWto Sty 14, 2020 9:58 am

Jednak okazuje się, że w każdej plotce można znaleźć ziarenko prawdy. Nawet jeśli nie duchy znalazły sobie lokum w domu na rozdrożu, to prawdziwy jego lokator potrafił napawać niepokojem równie sprawnie, jeśli nie lepiej. Sąsiedzi słyszący nieartykułowane wrzaski i stłumione rąbnięcia dochodzące z pierwszego piętra budynku pewnie byli skłonni uwierzyć w opowieści o nieczystych siłach. Ciężko ich też winić, w pewnym sensie dom był nawiedzony, tyle że przez gniew białowłosego elfa. Tego pokazu nie było jednak dane młodej Vaeg usłyszeć, ani zobaczyć na własne oczy. Czekając za drzwiami nie dochodziły do jej uszu żadne odgłosy, toteż w końcu w zniecierpliwieniu nacisnęła żeliwną klamkę, a ta ustąpiła zaskakująco łatwo. Zdecydowanie spodziewała się jakiegokolwiek oporu, przez co, gdy drzwi już się przed nią otworzyły, niemal potknęła się o próg i wparowała do środka. Może wejście nie było okraszone ogromną dozą gracji, ale przestało to mieć znaczenie, gdy wyprostowała się, a tuż przed nią stała znajoma jej już postać mężczyzny.
Przez chwilę jej twarz wyrażała najczystsze zdziwienie, a na gburowate powitanie stan ten stał się tymczasowo permanentny. Lothar't. Cholerny Likwidator, nowy "kolega z pracy" śledził ją i pisał pogróżki, a potem zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Była z początku tak skołowana, że nawet nie powiedziała mężczyźnie co sądzi o jego tupecie. Po prostu podążyła za nim wgłąb pomieszczenia i trawiła całą tę dziwaczną sytuację.
Zatrzymała się w przejściu, obserwując uważnie poczynania białowłosego. Wolała w tym momencie trzymać dystans. Osobiście znała go krótko, ale osobowością był w pewnym sensie znaną, a w tym momencie nieufność do niego sięgała zenitu, przynajmniej dopóki dobrze się jej nie wytłumaczy ze swoich wątpliwych decyzji. À propos takich wyborów, mężczyzna podjął kolejny, ciskając niedbale obfity woreczek monet na stół z dźwięcznym brzękiem. Spotkała jego spojrzenie z uniesioną w geście powątpiewania czarną brwią, a jego następne roszczeniowe słowa w końcu sprawiły, że odzyskała głos w gardle.
− Daj? Przydałaby ci się lekcja manier oprócz kursu jak traktować osoby wyższe rangą − jeśli kiedykolwiek nadszedł moment, by wykorzystać swoją pozycję wobec bezczelnego adepta, ten był doskonałym przykładem. Nie zbliżyła się do stołu, kopiując za to jego pełną wyższości postawę i krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej. Oparła się o framugę, chcąc zmusić się do pozostania w miejscu, chociaż z emocji i tak stukała obcasem jeździeckiego buta o próg. − Poza tym, nie pamiętam bym ustalała z tobą jakiekolwiek wynagrodzenie za... przysługę, której zażądałeś. Jeśli mamy od czegoś zacząć, to może od tego dlaczego mnie śledziłeś? Albo, och nie wiem, wyjaśnisz mi te jakże urocze pogróżki? − kobiecy głos zaczął ociekać jadem wynikającym ze wzburzenia, rosła również jego głośność. Wzrokiem ciskała zielone pioruny w stronę Lothar'ta, wzywając go do odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Nie pozwoliła mu jednak dojść do słowa, bo skrzętnie odepchnęła się od framugi i zaczęła przemierzać jadalnię po drugiej stronie stołu, nie mogąc już ustać w miejscu. Ewidentnie ją nosiło z emocji, bo do krążenia w tę i z powrotem dołączyła mocna gestykulacja.
− I co ma znaczyć ta piekielna anonimowość? Tak ciężko się było przy drugim liście podpisać? Psiamać, wystarczyło, że podszedłbyś do mnie i zapytał o tę cholerną błyskotkę, mało razy mnie mijałeś? − w tym momencie zatrzymała się, by wycelować w adepta oskarżycielski palec. − Obyś miał dobre wytłumaczenie na to wszystko.
Powrót do góry Go down
Lothar't

Lothar't


Male Posts : 118
Posty fabularne : 75

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyWto Sty 14, 2020 11:00 am

Lothar't widział jej osłupienie, co wielce go nie dziwiło, choć uważał, że było one zbyt dramatyczne. Zbierała się w niej doja pogubienia, ale też złości i poirytowania. Tego już nie rozumiał za bardzo, bo przecież był treściwy w swoich listach. Czy tożsamość miała tak duże znaczenie w czasie realizacji transakcji? On uważał, że nie. Ale to co mu się spodobało, to jest postawa wyższości, gdy zgrywała z siebie ważniaczke o lepszej pozycji (już niedługo). Jednak widział w niej małą istotę, co machała rękoma, by objąć cały świat, sądząc że to realne. Oczywiście nie pokazywał po sobie żadnych myśli, zostawiając na twarzy kamienną mimikę, tak jakby ktoś go zamroził w tej postawie i miał czekać na uwolnienie z bryły lodu.
Dopiero pierwsze słowa Yenn skierowane w jego kierunku, w których zebrała się odwaga, sprawiły że Białowłosy wykonał mały krok w tył, aby oprzeć się o wspomniany blat, stabilnie mierząc się z drugą stroną pertraktacji. Bo taką formę przybierało to spotkanie, niezależnie od woli czarnowłosej.
Po każdym zdaniu coraz mniej rozumiał jej zdanie na ten temat, coraz bardziej się gubił, nie mogąc przetworzyć nielogiczności, które odbierał. Jego spojrzenie na sprawę było dużo prostsze, z tego powodu dla wielu nietaktowne. Miał wrażenie, że to co robił, nawet nic groźnego, nigdy nie zostanie ubrane w rozsądek w oczach innych elfów. Nigdy nie mógł doszukać się zrozumienia, samemu będąc zbyt wyodrębnioną jednostką bez ładu i składu, choć z pewną formą prostoty, jak najzwyklejsze instynkty.
Gdy myślał, że już może odpowiedzieć, ta znowu gadała, co już go zaczynało wkurwiać. Po pierwsze nienawidził przebywać w towarzystwie gaduł, bo zalewali jego umysł masą bezsensownych informacji, które na mają praktycznego zastosowania. Po drugie, większym nielogizmem jest zadawanie większej ilości pytań, bez oczekiwania na odpowiedzi. To po co pytać? Była to forma wyżalenia, czy co? Nie rozumiał czemu świat wszystkich elfów dookoła niego był tak skomplikowany.
Gdy rzuciła palcem oskarżenia, ten przekrzywił głowę, patrząc na nią w oczekiwaniu, jakby dając jej ostatnią szansę na dodanie jeszcze czegoś. Nie? To kiwnął głową.
-Manier, powiadasz. Życie nauczyło mnie, by do kundla mieć tyle samo szacunku, co do przedstawiciela elity. Tyle, na ile zasługuje swoimi czynami. Nie rozsądzaj mnie swoją pozycją, bo to kwestia chwili, a będziemy na równi. Zwłaszcza, że przeżyłem Twój żywot już trzykrotnie. Nie jesteś Imarisem, by uczyć mnie odpowiedniej postawy. Jesteś w moim domu, do którego weszłaś niezwykle taktownie, jak na kogoś mającego wytykać mi błędy etykiety.- Rzucił rozdrażnionym głosem, choć nie uniósł tonacji, nie widząc powodu by marnować na to gardło. -Zaś nic ustalać nie musiałaś, zrobiłem to za nas. Układ na którym tylko korzystasz. Trzymając u siebie jeden amulet, za otrzymane pieniądze kupisz kilka takich. Więc czemu szukać problemu na siłę?- Wtrącił, choć na tym nie zamierzał poprzestać, nie zdejmując z niej chłodnego wzroku. -Jednak już zupełnie nie wiem o jakich pogróżkach mówisz. Informowałem Cię, że bardziej opłaca się coś zyskać, niż stracić. Wielu przez zachłanność popełnia błędy, więc uprzejmie o tym poinformowałem. I nie ujmuj mojej obserwacji Ciebie jako "śledzenie", bo w negatywnym świetle stawiasz coś, co robi tak na prawdę każdy. Śledzisz Imarisa? Śledzisz innych Strażników? Śledziłaś więc mnie, skoro mnie znasz. Twoje oczy mówią za Ciebie.
Dokończył, nie przejmując się jej oskarżeniami, odwracając kota ogonem. Tu nie do końca chodziło o złośliwość, a o wspomniany fakt, że Lothar't na świat zawsze patrzył inaczej, wyznając własne definicje.
Zdjął z niej spojrzenie fiołkowych oczy i zaczął ocierać bandaże, w punktach gdzie znajdowały się kostki.
-A czemu miałem podchodzić? Przedstawiać się? Stracilibyśmy czas na bezsensowne pytania i odpowiedzi w chwili, gdy zależało mi na natychmiastowym działaniu. Przez Ciebie musimy robić to teraz. Przecież dostałaś informację i amulet. Jaka to różnica? Zadziwiasz mnie, Yenna'thal.
Odparł z ostatnie pytanie z dozą ironii w głosie, choć ani przez moment nie żartował. Zawsze stosował działania najefektywniejsze, a zbyt proste dla innych, by wydawały się najlepsze. Nigdy nie inwestował w zbędne: "co tam", gdy chodziło o konkrety. Nawet Dowódca wiedział, że to pragmatyk na swój własny sposób.
-Masz amulet… prawda?
Powrót do góry Go down
Yenna'thal

Yenna'thal


Posts : 124
Posty fabularne : 59

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyCzw Sty 16, 2020 3:53 pm

Nawet się nie obejrzeli, a jadalnia Lothar’ta już zdążyła zmienić się w pole werbalnej bitwy. Potyczka była o tyle zacieklejsza, że obie strony kontrastowały ze sobą jak tylko się dało, we wszystkich możliwych aspektach. Pomijając tak oczywiste i powierzchowne różnice jak płeć, zupełnie przeciwne kolory włosów, a nawet oczu, które w palecie barw stały jak najdalej od siebie. Przede wszystkim nastąpiło spotkanie dwóch temperamentów, równie silnych, ale zdecydowanie różnych. Yenna’thal w tym momencie prezentowała zapewne swoją najgorszą stronę – pełną wzburzenia, niedającą dojść do słowa i przekonaną o własnej racji, a okazywała to w jedyny znany sobie sposób. Robiąc awanturę i żądając wyjaśnień. Widać, że nawet nie starała się trzymać emocji na wodzy, uzewnętrzniając je całą sobą. Z kolei po drugiej stronie ringu stał Lothar’t, który z kamienną twarzą znosił wszelkie ataki, tylko czekając na moment, kiedy mógłby przejść do ofensywy, nadal utrzymując fasadę stoickiego spokoju. Być może to właśnie ta maska tak irytowała kobietę, niewzruszenie było dla niej nienaturalne i nie budziło zaufania.
Dopiero gdy wylała z siebie wszystkie oskarżenia, dała mężczyźnie szansę na wytłumaczenie się. Dalej jednak nie potrafiła ustać w miejscu, stąpała więc już nieco spokojniej po drewnianej podłodze, analizując słowa białowłosego. Pozorny spokój nie trwał jednak długo, bo każde zdanie wypowiadane przez Lothar’ta sprawiało, że irytacja, która na moment opadła, znowu zaczęła wrzeć i lada moment groziła wykipieniem. Nie zaoferował jej żadnych wyjaśnień, o które prosiła, a przynajmniej żadne jej nie zadowoliły. Zwłaszcza, gdy starał się obrócić sprawę do góry nogami i równie dobrze nazwał paranoiczką.
− Ha! Gdyby wszyscy patrzyli na szacunek przez twój pryzmat, zastanów się gdzie byś teraz był dzięki swoim czynom – zakpiła, pijąc umyślnie do niesławy, której dorobił się w czasie wojny. Dopiero po tym, jak słowa uciekły z jej gardła, zdała sobie sprawę z ich znaczenia. Wyciągnie brudów przeszłości nie było szlachetnym podejściem i znowu pozwoliła ponieść się złości. − Nie muszę być Imarísem, nie sądziłam też, że wymagasz odświeżenia takich zwyczajów. W końcu w armii powinni ci byli wpoić podstawy – w tym miejscu prychnęła niczym rozjuszona kotka, a w końcu zatrzymała się, by zmierzyć go powątpiewającym spojrzeniem. – Czy ja ci wyglądam, jakbym przyszła tu na herbatkę? Może gdybyś zaczął od zaproszenia mnie jak normalny elf, udałoby się ominąć całą tę szopkę.
Spotkała chłodny wzrok swoim, wypełnionym płomieniami. Zmrużyła oczy niebezpiecznie, gdy zaczął drążyć temat i twierdzić z wyższością, że cała sytuacja była jej winą, bo wszystko brała na opak i źle interpretowała. Zaczęła czuć ogromną ochotę, by czymś rzucić w tego jakże upierdliwego elfa, ale niestety stół nie był nakryty, pod ręką brak talerzy albo chociaż glinianego wazonu. Zrobiła więc to, co wcześniej i zaczęła się niemal odbijać od ścian, przypominając tygrysa w klatce.
– I może jeszcze powinnam być wdzięczna, że za mnie decydujesz i dyktujesz co jest dla mnie korzystne? Całe szczęście jeszcze nie muszę się zwracać po pomoc w tej sprawie do takich jak ty, więc z łaski swojej więcej tego nie rób – jej ręce wystrzeliły w górę w geście zbulwersowania, ciągnęła jednak dalej. Tym razem jej głos nabrał prześmiewczego charakteru. – Nie śledzę ich, ja rozmawiam! – Postawiła nacisk na ostatnim słowie, by podkreślić różnice między tymi sytuacjami. – Powiedziałabym, żebyś kiedyś spróbował, ale sądząc po obecnej sytuacji może lepiej, żebyś trzymał język na kłódkę.
Wybuchy czarnowłosej były równie gwałtowne, co krótkotrwałe. Pod tym względem przypominała wulkan, który przebudzony pluje lawą, popiołem i trującym dymem, a potem zasypia jak gdyby nigdy nic. Teraz gniew został ostudzony przez „przeciwnika”, a konkretnie fakt, że zdjął z niej fiołkowe oczy, skupiając się raczej na zabandażowanych dłoniach. Coś w środku kazało jej utrzymać wściekłość, bo mężczyzna praktycznie ją w ten sposób lekceważył, ale tym razem udało jej się nad tym zapanować.
– Może dlatego, że znacznie by to ułatwiło nam obojgu życie – rzuciła tonem nadal zabarwionym niezadowoleniem. – W porządku, skoro wtedy tak ci zależało na natychmiastowym działaniu, to teraz masz czas na cywilizowaną rozmowę. O ile jesteś do niej zdolny – jak na kogoś, kto słynął raczej z małomówności i lakoniczności wypowiedzi, Lothar’t przed momentem był dość wylewny. Nie przeszkadzało to Yen, wręcz liczyła, że jeszcze przez jakiś czas podobny stan się utrzyma i dostanie powody kryjące się za listami. – Taka różnica, że ja chcę wiedzieć. Do tej pory bawiłeś się na własnych zasadach i jakoś je przełknęłam. Teraz wchodzą moje. – Cała jej postawa mówiła, że nie zniesie nawet zalążka sprzeciwu. W jej mniemaniu, był jej to winien.
Strażniczka odsunęła stojące najbliżej krzesło i opadła na nie ze zrezygnowanym westchnieniem. Jeśli w końcu uda jej się coś z mężczyzny wyciągnąć, to warto tymczasowo zawrzeć rozejm i złożyć broń. Spojrzała na niego wyczekująco, sugerując, by też usiadł, chociaż to ona technicznie była gościem. Cóż, na pewno się tak nie czuła.
– Najpierw powiedz mi co to za naszyjnik i dlaczego miałam go dla ciebie przechować. Jest gustowny i sporo wart, prawda. Wątpię jednak, żeby zależało ci na nim tylko z takich powodów – zanim zdążył znowu wyrazić jakikolwiek protest o bezsensownym gadaniu, Yenna’thal kontynuowała. – Im szybciej to zrobisz, tym prędzej załatwimy sprawę – Liczyła, że ten argument przypodoba się jego pragmatycznej stronie. – A potem porozmawiamy o tej… nagrodzie – tu jej oczy powędrowały wymownie na sakiewkę. – Skoro mnie obserwowałeś, to wiesz, że pieniądze nie wystarczą. – Miała to szczęście, że nie narzekała na swoją sytuację finansową, a sumka spoczywająca na stole, choć pokaźna, nie stanowiła obiektu zainteresowania. Obecnie bardziej kuszącym byłoby zatrzymanie sobie amuletu, ten przynajmniej miał walory estetyczne.
Powrót do góry Go down
Lothar't

Lothar't


Male Posts : 118
Posty fabularne : 75

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyPią Sty 17, 2020 12:07 pm

Lothar't doskonale widział, że kobiecie jaśnie nie podobały się wszystkie jego odpowiedzi, dla niego proste, dla niej niespecjalnie. W końcu mogła sądzić, że to wszystko wymówki i miał gdzieś tłumaczenie się. Jednak chciał być w tej chwili szczery. Mimo to ich świadomość funkcjonowała na zupełnie innych poziomach.
Szybko Yenn zaczęła stąpać po cienkim lodzie, gdy poruszyła temat z przeszłości, powiązany z Łowczym życiem Białowłosego. Cóż, plotki i sława szybko się roznosiła, a zła reputacja, najlepiej sprzedawała się po katach. Nie trzeba być geniuszem, by domyślać się, o czym tak wszyscy rozmawiają, gdy go widzą przechodniem.
-Gdyby wszyscy patrzyli przez mój pryzmat, ten świat byłby mniej popierdolony, a trudne kwestie miałyby swoje prostsze rozwiązania. Zamiast tego wszyscy zachowują się jak Ty. Wymachuję rękoma i robią przedstawienie, by dać upust swoim zbędnym emocjom, które nie zmieniają nic, a nic.
Odpowiedział jej szczerze i dużo krócej, oczywiście stosując równie nieprzyjemną broń, czyli szczere słowa bez cenzury myślowej. O tak, on nie przebierał w słowa, teraz mówił co myślał, jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że ani razu nie uniósł głosu, zupełnie jakby pouczał niesfornego dzieciaka. Bo tak widział teraz Yenn. Jak małą krzyczącą księżniczkę.
-Zdziwiłabyś się ile daje obserwacja. "Usta często mówią dużo o niewielkim znaczeniu. Oczy zaś powiedzą prawdę bez użycia słów". Większość nie ma nic ciekawego do przekazania, nawet Ty, podświadomie, analizujesz innych obserwacją. Ja po prostu się z tym nie kryję.- Zripostował jej wypowiedź, gdy próbowała go wyśmiać, zachowując niewzruszoną twarz. Całą furię wyładował już na piętrze, teraz był lodowcem najwyższych gór. -Ale zgoda. To był pierwszy i ostatni raz.
Przytaknął w końcu, dla świętego spokoju. Była teraz jak brzęcząca mucha koło ucha. Wolałby już w tym domu te tak zwane wyjące duch, niż jej ciągłe biadolenie i wylewne żale, które w sumie nic mu nie robiły. Lothar't nie uczył się na błędach, rozumował po swojemu, ale przynajmniej potrafił zrozumieć czego nie robić, ewentualnie dyskretnie zmienić taktykę.
-Twoje zasady?- Mruknął, patrząc jak Yenn siada sobie wygodnie i jemu wskazuje gdzie siąść. No, jakby drzwiami nie udowodniła, że czuje się jak u siebie, to teraz już na pewno tak było. Dlatego grzecznie siadł, ciekawy co ma do powiedzenia. -Słucham.
Dodał i tak zrobił. Oczywiście spodziewał się pytania o genezę naszyjnika, nie był głupi, zaś biżuteria interesująca. Westchnął, gdy miał przejść do wyjaśnień, na moment zamykając oczy, jakby szukał w głowie najlepszej odpowiedzi. Niestety takowej nie było, dlatego ujawnił fiołkowe spojrzenie, ponownie wlepiając je w Strażniczkę.
-To amulet po mojej matce. Nie ma ukrytych właściwości, jeśli to miałaś na myśli. Ma wyłącznie wartość sentymentalną. Prawnie należy do kupca z Gaya'Ros, odkąd odsprzedano go w czasie wojny za rację żywności. Jest kradziony. Musiałem ukryć łup w najmniej spodziewanym miejscu. Posiadając go jesteś współwinna, bo teraz Cię uświadomiłem o przestępstwie. Więc masz możliwość przyjęcia złota i uwolnienia się od obciążającego Cię dowodu, albo zachować go jako złodziejka narażona na konsekwencję. Chcesz targować się od niego? Targuj się wiec o swój los...

//zliczone
Powrót do góry Go down
Yenna'thal

Yenna'thal


Posts : 124
Posty fabularne : 59

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyNie Sty 19, 2020 1:01 am

Szczerość była cechą, którą kobieta ceniła w innych i, nawet jeśli w razie potrzeby potrafiła, sama unikała kłamstw. Miała raczej zwyczaj mówienia tego, co myśli, a szczerze mówiąc nie było to dobre połączenie z jej dość ognistym temperamentem. Zdążyła to zresztą przed chwilą udowodnić, poruszając niewygodny temat przeszłości Lothar’ta. Słowo się jednak rzekło, a wycofywać się z nich również nie miała w zwyczaju. Pomijając już fakt, że nie czuła się winna – raczej zawstydzona tym, jak ją poniosło, że uciekła się do podobnych ubliżeń. W jej mniemaniu tego typu niskie zagrywki były poniżej pewnego poziomu i spodziewałaby się ich prędzej po mężczyźnie naprzeciwko, niż po sobie. Wracając jednak do szczerości; w tym momencie prezentował się przed czarnowłosą swego rodzaju dylemat. Jasnym było, że Likwidator nie kłamał na potrzeby historii. Problem w tym, że Yenna’thal nie przywykła do podobnego traktowania i miała go serdecznie dość. Pod tym względem faktycznie była uprzywilejowana i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Cóż jednak poradzić, nie znosiła bycia lekceważoną, a białowłosy ewidentnie miał ją w tym momencie za trzpiotkę, która potrafi jedynie jęczeć.
– To są te twoje prostsze rozwiązania? – Machnęła ręką, jakby prezentowała mu całą jadalnię, nawiązując gestem do sytuacji, w której znaleźli się z inicjatywy Lothar’ta. On mówił na poważnie, czy się nie słyszał? Od momentu otrzymania pierwszego listu, zajściu było daleko od prostoty. – Nawet tego nie próbuj bronić, bo sam widzisz, gdzie wylądowaliśmy. A moje machanie rękami i „zbędne” emocje, jak to ładnie ująłeś, przynajmniej mówią co myślę o tej farsie. Tu masz swoją ukochaną prostotę. – Żachnęła się i odwróciła wzrok, który wcześniej uparcie utrzymywała na postaci rosłego elfa. Być może w tym momencie przypominała jeszcze bardziej rozpuszczoną pannę, ale postawiona naprzeciwko werbalnemu atakowi odruchowo zareagowała naburmuszeniem, oczywiście dopiero po zastosowaniu kontrataku.
– Doskonała maksyma, panie filozofie. Spójrz więc w moje oczęta i zdecyduj, co o tobie mówią bez użycia słów – jej ton był sztucznie przesłodzony i zgodnie z zapowiedzią jadowita zieleń spotkała się z fiołkowym odcieniem oczu mężczyzny. Skoro był w tym taki dobry, jak twierdził, z pewnością z tego jednego spojrzenia wyczytać mógł więcej niż tysiąc słów. Spojrzenie to jednak gwałtownie złagodniało, gdy do kobiecych uszu dotarła kapitulacja. Zamiast ciskać gromy, przejaśniło się i spoglądało na białowłosego z większą łagodnością. Nawet jeśli czynił tak, bo doprowadziła go swoim gadaniem do szewskiej pasji, nie przeszkadzało jej to. Liczył się osiągnięty efekt, a ten był zadowalający.
Gdy już zasiedli do stołu jak para cywilizowanych elfów, myślała, że przebieg spotkania obróci się na lepsze. W końcu dopięła swego, dowie się historii kryjącej się za amuletem spoczywającym nadal przy jej piersi, a dodatkowo może uda się załatać dziurę, która powstała między nimi za sprawą zażartej dyskusji. W końcu, jeśli miała z Lothar’tem w przyszłości pracować, wolała utrzymać stosunki z nim przynajmniej na neutralnym poziomie. W końcu nie chodziło tylko o niego, ale dobro całej Straży i, przede wszystkim, smoków. Nie mogli sobie pozwolić w tym momencie na zgrzyty wewnątrz organizacji. To nie Loża czy Korona, gdzie rywalizacja była niemal namacalna, a kopanie pod sobą dołków i knucie intryg częścią rutyny porządku dziennego.
Szkoda, nie sądziła, że będzie tego pytania żałowała.
– Czy tobie się w głowie pochędożyło?! – Krzesło zaszurało z protestem o podłogę i sprawiało wrażenie, że zaraz gruchnie o drewniane deski od impetu, z którym podniosła się na nogi. Twarz kobiety wyrażała mieszankę zdziwienia i zbulwersowania tym, co właśnie usłyszała. – Masz w zwyczaju wciągać innych we własne bagno? – W tym momencie zaczęła szarpać za swój kaftan, by go czym prędzej rozpiąć. Odsłoniła tym samym obcisły materiał koszuli, którą miała pod spodem, ale nie przejęła się tym, jak wiele prezentowała białowłosemu. Skupiona była na czymś zupełnie innym. Sięgnęła dłonią do wewnętrznej kieszeni i wydobyła z niej zawiniątko, w którym krył się obiekt zainteresowania Lotha. Okrążyła stół, zbliżyła do impertynenta i z impetem przycisnęła twardy amulet do jego klatki piersiowej. – Bierz, nic nie jest warte użerania się z Oddziałami – praktycznie warknęła, prostując się i odsuwając od niego na wyciągnięcie ręki. – Jak na kogoś, komu zależy na prostocie, ciekawy wybrałeś sposób na odzyskanie tej błyskotki. Skoro masz tyle pieniędzy, spokojnie mogłeś go od tego handlarza odkupić – wytknęła ze zmrużonymi podejrzliwie oczami. – A skoro mowa o targowaniu, to moja cena właśnie podskoczyła za to, na co mnie naraziłeś. Masz doświadczenie z drakonidami, wykorzystaj je. Potrzebuję smoczej kości do następnego projektu. – Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak rządnie musiało brzmieć z ust członkini Skrzydlatej Straży. Nie zamierzała się jednak wycofać, materiał ten był jej potrzebny i chciała go zdobyć jak najszybciej. Lothar’t był idealnym kandydatem na dostawcę. Oczywiście nie prosiła go o zabicie którejś z tych pięknych i potężnych bestii. Wiedziała jednak, że był weteranem, a dodatkowo miał niezaprzeczalną wiedzę na temat gatunku i doświadczenie. Kto wie na co napatoczył się podczas przemierzania kraju. Prawdopodobieństwo, że wiedział gdzie znaleźć ten niezwykły surowiec w jego przypadku było znacznie większe, niż jakiegoś przypadkowego elfa.
Powrót do góry Go down
Lothar't

Lothar't


Male Posts : 118
Posty fabularne : 75

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyWto Sty 21, 2020 4:32 pm

Spodziewał się takiej reakcji? Oczywiście! Czuł się dobrze z tym? No kurwa oczywiście! Denerwowanie tej kobiety było największą atrakcją jaka go spotkała od tygodni. Zwłaszcza, że samemu już się wyładował, teraz mógł się bawić w króla szyderstwa i demona zła. Chciał zobaczyć, jak ta cwaniara, jeszcze chwile temu pewna swego posiadania amuletu, zaczyna odczuwać, że jest jej tylko balastem, zaś jedyną obronią, będzie tylko krzyk, oraz obwinianie go. Przez długi żywot nasłuchał się tylu obraz, że nawet szpiczaste uszy nie reagowały na to. Teraz zaś czuł drobną satysfakcję z utarcia jej nosa, co w końcu okazał, minimalnym uniesieniem lewego kącika ust w górę. U niego coś takiego to jak festiwal skrajnych emocji. W końcu doczekała się jakiejkolwiek reakcji, bo by nadal myślała, że jest fałszywy! Chciała szczerości, to jej dostała. A on dostał swoją biżuterię, wciśniętą mu brutalnie w pierś, który natychmiast złapał, sprawdzając po chwili, czy aby na pewno to ten. Zgadzało się, więc chociaż tyle miała z rozsądku, przynosząc autentyk. Nie była samobójczynią, nawet jeśli jej krzyki i ohy na to nie wskazywały.
Wysłuchał w spokoju jej dalszych krzyków, które pewnie odstraszyły już wszystkie duchy z domostwa, zaś samemu patrzył na nią spokojnym fiołkowym wzrokiem, drapiąc się za szyją, ewidentnie lekceważąc powagę jej słów. Nic do niego nie docierało. Był uparty jak osioł, a ona zaś miała dziś wrócić do domu z bólem gardła... (;>)
-Skończyłaś już...?- Spytał z wyczuwalną kpiną, chowając amulet do kieszeni swoich spodni. -Żartowałem. Przyjemnie się patrzy na Twoją furię. Do twarzy Ci z nią.- Skomplementował na swój sposób, kiwając głową, po czym pogładził pierś, gdzie wcisnęła mu uprzednio amulet. -Amulet mnie nie interesuje, dostałem go kiedyś jako zapłatę za zlecenie i tak pozostał. To był test. Chciałem wiedzieć, czy mogę Ci zaufać. Widzisz, Skrzydlata Straż ma bardzo... różnych członków. Ktoś taki jak ja, ma więcej wrogów, niż sojuszników. Dlatego każdy sprzymierzeniec jest wart kwoty.
Wytłumaczył, po czym wstał z krzesła, aby podejść do dzbanka, z którego nalał do szklanki soku z jabłek. Chwycił ją, aby się napić, lecz ból spowodowany wybitymi kostkami sprawił, że nie utrzymał prawidłowo szkła w palcach, więc te przewróciło się, oblewając blat. Westchnął, stwierdzając, że sprzątnie później.
Bez słowa pokierował się na schody na górę. Ostatecznie zmierzał na strych, zaś Yenna z pewnością podążyła za nim, ciekawa dokąd ucieka.
-Zadziwiająco bardzo dokładnie przeanalizowałaś moją profesję. Nie mam smoczych kości, lecz powinno znaleźć się coś po ubitym Lindwyrmie. Wielki był jak smok, zaś struktura kości powinna być identyczna.
Wyjaśnił w końcu, po czym otworzył drzwiczki, które pozwoliły mu wejść na strych, będący bardzo przestronną skrytką dla Lothar'ta. Yenna'thal mogła być oczarowana ilością bibelotów, kosztowności, figur, broni, czy kości, wszystko zwiezione z wypraw dawnego żywota. Wcześniej musiał to chować po jaskiniach i rowach, teraz zaś miał konkretny dom do tego. Dosyć życia w gospodach.
-Nie ukradnij tylko niczego, Sroko.
Przestrzegł, mając dla niej już przezwisko, które jeszcze mu się przyda. W końcu mieli teraz w Gnieździe dużo okazji do spotkań! Podeszli do wielkiej szczęki Lindwyrma, zawieszonej na ścianie dla ozdoby. Po niej widać było jakie to musiało być bydle...
-Razem z innym Łowcą walczyliśmy z nim cały dzień. Zostawił mi największą bliznę ze wszystkich, które kolekcjonuję.- Założył ręce na piersi w przeplecionym szyku. -Urwij sobie jakiś fragment.
Powrót do góry Go down
Yenna'thal

Yenna'thal


Posts : 124
Posty fabularne : 59

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyWto Sty 21, 2020 11:09 pm

W przeciwieństwie do Lothar’ta, kobieta nie bawiła się w jego domu zbyt dobrze. Nie potrafiła przypomnieć sobie drugiej takiej sytuacji, w której zostałaby podobnie potraktowana. Zupełnie zlekceważona, obrażona i wzgardzona. W głowie jej się nie mieścił tupet, którym charakteryzował się mężczyzna naprzeciwko. I on miał stać się nowym strażnikiem? Współpracować ze smokiem? Z innymi elfami? Według niej nie nadawał się do funkcjonowania w społeczeństwie, a lepiej zrobiłby wyprowadzając się do jakiejś dziczy; tam zdecydowanie bardziej by się zaaklimatyzował. Nie wyobrażała sobie w obecnej chwili wspólnych misji albo patroli bez wydrapania mu oczu. Nawet nie tłumaczyłaby się z tego przed Imarísem. Skoro znał białowłosego, sam zapewne stwierdziłby, że były łowca na takie traktowanie zasłużył.
Ten mały uśmieszek nie umknął jej uwadze. Nie było takiej możliwości, bo lśniące w gniewie oczy bezustannie ciskały w jego twarz sztylety. A uniesiony kącik bladych warg zadziałał na nią niczym płachta na byka. Jak on śmiał jeszcze czerpać z tego radość?! Jak śmiał szydzić z jej osoby, podczas gdy sam nie był lepszy?! Nie miał prawa traktować jej w ten sposób i miała zamiar zaraz mu to uświadomić!
Problem w tym, że Lothar’t ewidentnie myślał, że takie prawo istotnie posiada. Co więcej, skwapliwie z niego korzystał, rozjuszając ją jeszcze bardziej swoimi słowami. Stanęła jak wryta i przez moment nie wiedziała co powiedzieć na ten nietypowy komplement. Cóż, trzeba przyznać, że jej napady gniewu były dość widowiskowe. Śniada cera była wyraźnie zarumieniona od wzburzenia, kosmyki czarnych włosów wymknęły się z misternego upięcia i opadały uporczywie na twarz. W zielonych tęczówkach nadal świeciła żądza mordu, a przez poły rozpiętego kaftana było widać, jak jej klatka piersiowa unosi się wyraźnie, gdy próbowała nieudolnie uspokoić przyspieszony oddech. Skoro tak mu się ten widok podobał, to miał szczęście, bo zapewnił sobie swoją wypowiedzią dłuższy pokaz.
– Ja ci, kurwa, dam test – wycedziła wściekle przez zęby. – Za kogo się masz, że traktujesz mnie jak jakiegoś pionka? Oczywiście, że masz więcej wrogów niż przyjaciół, spójrz na siebie do jasnej cholery! – Tym razem był to prawdziwy wybuch, a poziom jej gniewu sięgał zenitu. Czuła się wykorzystana, zmanipulowana i oszukana. Nie miała pojęcia, dlaczego Barros jeszcze nie pożarł tego kretyna, którego dostał za jeźdźca. Chociaż sądząc po tym jak zgorzkniały był Lothar’t, biedny smok jeszcze dostałby po nim niestrawności. Ona czuła się zniesmaczona zaledwie stojąc naprzeciwko.
Nie ulżyło jej jednak, gdy się wykrzyczała. Być może to dlatego, że białowłosy ostentacyjnie ignorował jej pretensje, jakby była podlotkiem. Jeśli chciał tym załagodzić sytuację, to wybrał nieodpowiednią taktykę. Yenna’thal musiała zadbać o to, by do mężczyzny dotarła wyraźna wiadomość, że nie pozwoli sobie na takie traktowanie. A skoro werbalnie nie działało, poniesiona emocjami, uciekła się do innych sposobów.
Lothar’t był zajęty sobą, a raczej szklanką, którą próbował unieść do ust. Gdy ta przewróciła się z brzękiem, kobieta nawet nie zareagowała. Powody, przez które adept nie mógł utrzymać w ręku naczynia zupełnie jej nie obchodziły. Liczyło się tylko to, by dać mu jasną nauczkę, że zielonookiej nie należy lekceważyć. Stanęła więc tuż za nim i poczekała aż obróci się w jej stronę. Tak też zrobił, chcąc skierować się do wyjścia z jadalni. Napotkał jednak najpierw dłoń Yen, która przecięła powietrze, wymierzając mu siarczysty policzek. Wnętrze dłoni zapiekło ją nieprzyjemnie, ale skutecznie ostudziło emocje. A może zrobiło to samo uderzenie? W każdym razie, czuła, że może w końcu odetchnąć spokojnie i z wyraźną satysfakcją.
– Napatrzyłeś się już na moją furię? Dobrze. – Spotkała fiołkowe spojrzenie swoim, wyniosłym. – Teraz jesteśmy kwita. – Odsunęła się więc z drogi, by go przepuścić i podążyła bez zwłoki po schodach, gdy już na nie ruszył. Tutaj prawidłowo założył, że kobieta nie zostanie sama na paterze, a nogi same poniosą ją po stopniach w kierunku strychu. Wykorzystała też moment, by rozejrzeć się po domostwie Lotha i podziwiać najróżniejsze szpargały, które poupychane były po kątach. Wnętrze sprawiało wrażenie, jakby dopiero co się wprowadził, a większość rzeczy jeszcze nie zdążyła odnaleźć sobie miejsca. Widocznie był z niego jeszcze większy kolekcjoner niż z Yenny, a przynajmniej rupieciarz. Chociaż musiała przyznać, że większość przedmiotów prezentowała sobą jakąś wartość.
– Nie jestem kleptomanką, Chomiku – odgryzła się, chociaż Lothar’t złapał ją na tym, jak przyglądała się uważnie gablocie, w której wystawiony na pokaz był gustowny komplet biżuterii. Nawet w mdłym półmroku panującym na strychu, klejnoty zdawały się wyłapywać nikłe błyski światła, a pokaźna broszka zdawała się szeptać zachęcająco. Spaczenie zawodowe. Zapomniała jednak o kosztownościach, gdy tylko mężczyzna skupił jej uwagę na potężnej czaszce lindwyrma, która ozdabiała ścianę. Sama miała kiedyś spotkanie bliższego stopnia z podobną bestią i musiała przyznać, że widok szkieletu poprawiał trochę humor, gdy myślała o tamtej nieudanej przygodzie.
– No tak, bo ta kolekcja – tu ogarnęła dłonią całą zawartość strychu, – to za mało. – Spojrzała na niego, wyraźnie jednak zaciekawiona historią związaną ze wspomnianą szramą. Ale najpierw konkrety. – Poza tym, za kogo ty mnie masz. Nie jestem amatorką. Czytałeś książki od Imarísa? To musisz wiedzieć, że lindwyrm i smok to nie to samo – jej ton głosu brzmiał rzeczowo, w końcu przeszli do interesów. Nie bez powodu mówi się o deraasowych kościach jako najtrwalszym materiale znanym elfom, to na tym jej najbardziej zależało. Choć przy pracy z nim pojawiała się problematyczna kwestia obróbki. Być może opcja oferowana jej przez byłego łowcę nie była taka zła. W zamyśleniu podeszła bliżej pozostałości łba, by obejrzeć go uważnie i podjąć decyzję. Badała palcami i wzrokiem wszelkie niedoskonałości, a oczyma wyobraźni projektowała możliwe zastosowania. – Wezmę róg i część dolnej szczęki. Tylko nie uszkodź żuchwy – poinstruowała mężczyznę stanowczym głosem, nadal przyglądając się uważnie czaszce. Nie oczekiwał chyba, że sama będzie czynić honory? Nie miała tu ze sobą żadnych narzędzi oprócz sztyletu, którego może mogłaby użyć, by podważyć staw, który trzymał razem dolne i górne rzędy zębów. Wątpiła jednak, by starczyło jej na to siły, na pewno nie przy tak krótkiej dźwigni.
– A w międzyczasie powiedz mi dlaczego szukasz sojuszników w naszych szeregach. Nie wiem, jak żyłeś do tej pory, ale członkom Straży możesz zaufać, bez wyjątku – być może przemawiała przez nią pewna naiwność, ale szczerze wierzyła, że jej towarzysze nie zawodzili w potrzebie. Sam fakt, że Lothar’t podejrzewał ich niejako o wrogie nastawienie napawało ją pewną dozą żalu.
Powrót do góry Go down
Lothar't

Lothar't


Male Posts : 118
Posty fabularne : 75

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptySro Sty 22, 2020 10:01 am

Jeszcze nim udali się na wspomniany strych, pojawił się ciekawy incydent, niespodziewany ze strony Lothar'ta. Dostał w twarz od Yenna'thal, siarczysty strzał, który pomógł jej wyrzucić z siebie to, czego nie mogła uczynić słowami. Na niego nie było innej metody, niż siłowa. Jej to pomogło, on zaś na to tylko czekał. Wiedział, że to zrobi, że nerwy wyjdą poza kontrolę, był gotów nawet na przejechanie pazurami po twarzy, cokolwiek. Czy się tym przejął, zareagował jakoś? Niezbyt. To nie był pierwszy liść od kobiety i z pewnością nie ostatni. Nawet nie dotknął miejsca uderzenia, po prosty gapił się w przestrzeń, zwrócony twarzą tak, jak ją odrzuciło na bok, jakby zastygła. Językiem przejechał po wargach, po czym przełknął ślinę, przymykając oczy na moment. Gdy je otworzył, spojrzał apatycznie nie kobietę, lustrując ją spojrzeniem, chcąc przeniknąć przez jej głowę. Wewnętrznie go to nawet rozbawiło. Była przewidywalna. Lubił to u innych elfów, mógł czytać z nich jak z otwartej księgi.
-Myślę, że jestem jeszcze nienasycony.
Uniósł lewy kącik w górę, jakby rzucił jej jakąś aluzją, bawiąc się jej nastrojem, zaś oczami przebiegł po jej torsie, po czym powrócił do twarzy. Coś mu chodziło po głowie, czy zwyczajnie chciał włożyć jej myśli do głowy...? Typowy Lothar't, mało kto go zrozumie.
W końcu jednak trafili na ten strych. Oczywiście wspomniane miejsce zachwyciło kobietę, zresztą kogo by nie zachwyciło. Było tu więcej rzeczy, niż na wystawach muzealnych. Najbardziej zachęcające ją klejnoty, dla niego nie miały większego znaczenia. Zawsze trzymał je na czarną godzinę, by zastąpić je pełną sakwą. Ludzie oddawali co mogli, gdy przychodził czas zapłaty. Czasem trzeba było samemu po nią sięgnąć. Za każdą błyskotką, kryła się inna historia.
-Mam dziwne przeświadczenie, że chętnie przygarnęłabyś co nieco.
Skomentował podejrzenie kleptomanii, w końcu była w jego oczach Sroką. Łasą na błyskotki, bo z jego amuletem gotował była się związać na zawsze, bez wymiany na pieniądze. On nie był takim materialistą jak ona. Pomimo chomiczej kolekcji, wszystko to w przyszłości miało mieć praktyczne zastosowanie. Pieniądze są praktyczne. Nawet czaszka drakonida miała dostać drugie życie, dla celów Lothar'ta. Z jednej strony szkoda, z drugiej nie bardzo. Nic przecież nie było trwałe. Poza nimi, choć po ubyciu zbyt dużej ilości krwi, ich ciała przestawały być takie "niezmienne"...
Yenna'thal widocznie była rozbawiona tematem blizn, co Lothar't skwitował niemrawym spojrzeniem na nią. Gdyby na jego miejscu był tu Vanilor, od razu rozerwałby koszulę, aby się pochwalić. Białowłosy jednak był trochę bardziej zdystansowany od tak przyziemnych spraw, oraz za bardzo opanowany. Choć inni nazwaliby to - sztywniactwem.
-Bycie Łowcą to nie sielanka, ani zabawa. Brniesz w gęstym bagnie, owady gryzą cię w każdy odsłonięty element skóry, żeby na koniec, po wielu godzinach na nogach, ubić potwora który gnębi prostych wieśniaków, zdobywając przy tym otwartą ranę, która się babrze i trzeba ją przeczyszczać w miejscach, gdzie najbliższy lekarz jest dziesiątki kilometrów dalej, a jedyny odpoczynek na jaki możesz liczyć, to sen na trawie, z ciągłą czujnością, by nic nie pożarło cie podczas snu. Uwierz, blizny to kolekcja przypominająca mi, jak bardzo gówniany jest to świat.
Odpowiedział, dając mniej więcej zarys tego zawodu. Cóż, wiadomo, ona tylko zażartowała. Ale trzeba było się przyzwyczaić, że Fiołkowooki nie miał wykwintnego poczucia humoru, więc wszystko brał na poważnie. Trzeba było miarkować słowa.
-A skąd ja Ci wezmę kości prawdziwego smoka? Po wojnie wszystkie szczątki sprzątnęła Loża i Straż. Jak tak bardzo potrzebujesz smoczej, to pożycz od swojego smoka. Na razie zadowól się drakonidem.
Rzucił z wyczuwalną kpiną, a gdy ta się zgodziła, by ostatecznie wziąć coś z tej czaszki, lecz informując z miejsca, że to on ma jej to wydobyć, przewrócił oczami i westchnął. Nie chciał się jednak już droczyć, więc po prostu podszedł do pewnej skrzyni, którą otworzył i zaczął w niej grzebać. Wyjął ze środka młotek i dłuto. Na nic lepszego nie mógł liczyć, więc pozostawało wybicie rogu, oraz żuchwy, bez większych złamań.
-Po cholerę Ci ten amulet, brakuje do kolekcji?
Spytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi, po prostu wrócił do niej i zaczął wykonywać zleconą pracę. Szybko rozbrzmiał stukot, oraz dźwięk kruszonych kości. Jakby zdecydował się urwać coś, to pewnie byłoby gorzej, wiec niech ten fakt ją pocieszy, że chociaż się stara, mając co mając. W między czasie próbowała go zagadać, co tylko go rozpraszało, ale postanowił odpowiedzieć, będąc skupionym na pracy:
-Jesteś naiwna, albo lubiana. Czymkolwiek się tłumaczysz, jestem pewien, że mnie nie zrozumiesz. W szeregach są osoby, które mogą nie życzyć mi dobrze, czekając na potknięcie. Ciebie zirytowałem? Wiedz, że niektórym mogłem bardziej zaleźć za skórę. Trzymaj przyjaciół blisko, lecz wrogów jeszcze bliżej...
Powrót do góry Go down
Yenna'thal

Yenna'thal


Posts : 124
Posty fabularne : 59

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyPią Sty 24, 2020 2:43 pm

Zastanawiała się, co takiego w białowłosym zobaczył Imaris, że zdecydował się zaproponować mu miejsce w Straży. Bo sama obecnie nie potrafiła dostrzec cech, które jej zdaniem charakteryzowały dobrego strażnika. Grama pokory, którą powinien okazywać jako adept, krztyny okrzesania potrzebnej do treningu ze smokami, namiastki braterstwa niezbędnego do wspólnej pracy. Sama w żadnym razie nie stanowiła wzoru postępowania, także uczyła się nieustannie od weteranów Straży. Jednak spoglądając na Lothar’ta, nie opuszczała jej myśl, że stworzenie z nim zgranego zespołu okaże się w przyszłości nie lada wyzwaniem. Mimo wszystko nie zanosiło się na to, by Likwidator nie ukończył szkolenia, zwłaszcza, że zaznajomiona została już z pewną informacją, o której sam zainteresowany nie wiedział. Yenna’thal kilka dni temu dowiedziała się od blond dowódcy o konieczności wykonania dwóch smoczych amuletów. Teraz praca nad jednym z nich mniej jej się uśmiechała.
Nawet nie próbowała ukryć, ile satysfakcji czerpała z dźwięku, który wypełnił powietrze za sprawą dłoni uderzającej o policzek mężczyzny. Mogła potem nie być dumna ze swojego zachowania, ale nie znaczy to, że będzie czuła się winna. Nie miała w zwyczaju powstrzymywać i hamować emocji, raczej ulatywały z niej w sposób spontaniczny i gwałtowny, czemu dała pokaz przed chwilą. Jedynym szczegółem, który odebrał jej pełnię zadowolenia było obojętne spojrzenie, z którym się spotkała. Białowłosy zachował swoją pasywność w obliczu tajfunu, którym się stała za jego sprawą i, co więcej, sam wydawał się być ukontentowany takim rozwojem sytuacji. Jakby tylko podsycał jej temperament do wrzenia i czekał na efekty.
– Wystarczy poprosić i nadstawić drugi policzek, chętnie zrobię to znowu – stwierdziła sucho, nie podzielając humoru, który on ewidentnie w całej sytuacji znajdował. Wymowne spojrzenie, które owiało jej ciało od pasa w górę nie zaimponowało kobiecie. Przewróciła jedynie zielonymi oczami i prychnęła dumnie. Jakiekolwiek aluzje rzucał w jej stronę, odbijała je bez zastanowienia. O ile wcześniej mogłaby rozważyć różne opcje, tak teraz wiedziała, że Lothar’t nie zyskiwał przy bliższym spotkaniu. Przynajmniej nie na początku. Co do przyszłości też miała wątpliwości.
– Temu nie przeczę, masz tu przyzwoite okazy – gołym okiem było widać, że jej ślepia błyszczały na widok tych skarbów równie jasno, co klejnoty, które oglądała. Była sroką bez dwóch zdań, jubilerski fach nauczył ją doceniać wykonanie ozdób. W swoich poszukiwaniach kierowała się jednak swoim gustem, nie metką, którą można by opatrzyć dany naszyjnik lub kolczyki. W związku z tym nie była to typowa materialność, co kolekcjonerstwo. Za cenne uważała te rzeczy, które miały według jej standardów wartość estetyczną. Zdarzało się, że zwykła miedziana bransoleta prędzej skupiła jej uwagę niźli inkrustowane wisiorki. – Kilka z nich mogłabym odkupić, gdybyś chciał się ich pozbyć.
Gdyby Lothar’t w tym momencie zechciał wziąć przykład z kuzyna i odsłonić ową „kolekcję” ona na pewno by nie narzekała. W końcu czemu miałaby sobie odmawiać przyzwoitego widoku, który na dodatek łączyłby się z wieloma historiami. Problem w tym, że do mocnych stron białowłosego z pewnością nie należała retoryka, jeśli sądzić po jego jakże zajmującej wypowiedzi. Skrzywiła się nieznacznie na jego ponurą historyjkę.
– Brzmisz jakbyś nienawidził tego całym sercem, a jakoś nieprędko zrezygnowałeś z uganiania się za drakonidami – zauważyła i sugestywnie wskazała za siebie, na wszystkie mniej lub bardziej wartościowe bibeloty. Na oko oceniała, że mógł rzucić fach łowcy parę dobrych lat szybciej i poszukać innego zajęcia. Może ze względu na reputację nie trafiłby od razu do elity, ale w końcu reprezentował sobą na tyle umiejętności, że został przyjęty jako adept Skrzydlatej Straży. To już mówiło nieco o kompetencjach fiołkowookiego.
– Już się tak nie piekl. Spodziewałam się, że skorzystasz z okazji, by sobie kilka zgarnąć, zbieraczu. Jak nie masz, to ta się w ostateczności nada – skrzyżowała ramiona na piersi, podirytowana szyderczym tonem mężczyzny. Podczas gdy on przeszukiwał strych w poszukiwaniu narzędzi, które mogłyby się rozprawić z potężną czaszką. Sama w tym czasie jeszcze analizowała budowę kości, ale ostatecznie zdecydowała, że dwie wymienione przez nią części miały największy potencjał. Mogłaby nawet w przyszłości pokombinować nieco z zębami, którymi upstrzona była dolna szczęka, której sobie zażyczyła. Nie w jej stylu, ale nie wątpiła, że jakiś paniczyk z arystokracji skusiłby się na taką ozdobę. Byłaby idealnym pretekstem do opiewania własnych bohaterskich czynów. Nawet jeśli byłoby to kompletną bajką, służącą jedynie do bajerowania zamożnych dam.
– A co, zainteresowany? – Uśmiechnęła się lekko na to pytanie i chociaż nie musiała, stwierdziła, że może się podzielić kilkoma szczegółami. – Kości potrzebuję do innego projektu, naszyjnik wyszedłby z tego kiepski. Przyda mi się porządny materiał na szkielet, który będzie wytrzymały i jednocześnie lżejszy od złota. – Tym samym stuknęła knykciami w skroń lindwyrmowej czaszki, chcąc udowodnić swoje słowa. Oczywiście całość była zapewne niemiłosiernie ciężka. Ale podobnej wielkości, pokaźna góra kruszcu tym bardziej.
– Niby czemu mieliby ci źle życzyć? Jak na razie chyba tylko mnie zdążyłeś wyprowadzić z równowagi, czy się mylę? – W tym momencie była żywo zaciekawiona innymi relacjami, które tworzyły się pomiędzy Lothar’tem, a resztą strażników. W końcu, kiedy zdążyłby sobie narobić wrogów? Już nie wspominając o tym, że Straż była zbyt osłabiona, by teraz mieli zacząć sobie skakać do gardeł, tak jak to miało miejsce parę chwil temu. Chcąc nie chcąc, musieli się nauczyć ze sobą obcować przynajmniej na poziomie neutralności.
Powrót do góry Go down
Lothar't

Lothar't


Male Posts : 118
Posty fabularne : 75

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptySob Sty 25, 2020 6:48 pm

Gdy kobieta skomplementowała jego zdobycze, nawet zastanowił się jakoś nad odpowiedzią, która nie byłaby nieuprzejma. Wiec orzekł:
-Dzięki.
Po czym kontynuował swoją pracę. Wstrzymał się w momencie, kiedy rozważyła odkupienie kilku bibelotów. Spojrzał na nią fiołkowymi oczami, po czym kiwnął głową, na znak zgody. I wrócił do kucia. Bo czemu nie, w końcu i tak by to sprzedał. Jeśli ona widziała w tym pożytek... w sumie czuł się teraz jak jakiś handlarz. Opychał kości, biżuterie, zainwestował w kupno domu. No jeszcze trochę i może na giełdzie startować jako inwestor. Ale wracając do realiów...
No i odpadła żuchwa, którą delikatnie ułożył na ziemi. Potem ją zaniesie. Teraz odrzucił młotek do jakiejś skrzyni. Chwycił mocniej dłuto, zaczynając proces piłowania rogu. Jemu też by się to przydało.
-Nie wiem, czy Cię stać, ale mam trochę łupów w Vakhos, które magazynowałem biorąc tam zlecenia. Blisko granicy, jednak potrzebowałbym czasu, aby to dostarczyć do Gaya'Ros. Jeśli jednak się uda, a Ty będziesz cierpliwa, możemy wejść nawet w większy biznes. Kolekcja minerałów szlachetnych, czy obróbek ręcznych... Co o tym myślisz, Sroko?
Spytał, rzucając swoją propozycją, a nie była ona bagatelna. Mało kto wiedział, jakie bogactwa Lothar't nazbierał przez 120 letni żywot. Pomimo wszystkich zgryźliwości, nie postrzegał jej jako wroga, co było wspomniane. Co więcej, był gotów do dalszej współpracy na wszelakim polu. A co ona o nim myśli, to już bez znaczenia. Wystarczyła mu opinia publiczna. Zaś na pełne sakwy był tak łasy, jak łasica na śledzie. Albo czarodziej na łasice. To bezsensu.
Ta część o życiu łowcy, jakoś nie przyprawiała o optymizm, czy lekkoduszne spojrzenie na sprawę. Dlatego rzadko odsłaniał ciało przed kimkolwiek, bo była to jego historia. Jego własna, zaś dzielenie się nią z innymi, to jak odrywanie kawałka duszy po kawałku. Elyvie widziała jego ciało, jego znamiona, dotykała je, nawet ofiarowała mu nowe, czego gorzko pożałował. Bo teraz to ona miała kawałek jego duszy. Oddanie jej znowu to kolejny cios dla niego.
Jej spostrzeżenie było trafne, a Fiołkowooki nie miał zamiaru się przeciwstawiać. Był to kolejny moment wstrzymania pracy nad piłowaniem, aby westchnąć i lekko opuścić głowę.
-A co innego miałem zrobić? Zostać stolarzem? Zabijanie zawsze wychodziło mi najlepiej, a za to płacili. A jak spojrzysz na mnie, nie mam takiej zgrabności, aby bawić się w skrytobójcę. Drakonidy to plaga, z którą łatwo się walczyło. Do takiego życia przywykłem, nie znałem innego. Plus zawsze istniała szansa śmierci. Jeśli jest się nieostrożnym, giniesz od razu. To wykluczało monotonnie. Ale dla mnie było to już za łatwe, nawet śmierć nie zaglądała w oczy, nie dawała poczucia, ze robie coś istotnego, nie zmieniała mojego stanu bytu... Imaris bywa kutasem, ale przynajmniej widział we mnie potencjał i dał mi szansę na odmianę życia. Nikt wcześniej tego nie zrobił.
Wytłumaczył, choć głos zachował spokój, to oczy wyglądały, jakby miały kogoś zabić. Lecz nie na Yenn był skierowane, a na wielki kościany łeb przed sobą.
Nagle wypadło mu dłuto z rąk, odbijając się dźwięcznie na deskach. Pokręcił głową i je podniósł. Jego ręce były prawie bezużyteczne w tym momencie. Że też nie mógł sobie tego zrobić po jej wizycie. Ale ból to życie. Ból to praca.
-No tak, smocze kości przecież łatwiej zdobyć, niż diament.
Mruknął zgryźliwie, jak to on, choć po tym czasie, Yenna powinna już przywyknąć do tego.
Kontynuował swoją pracę, będąc już u kresu. Czuł się trochę zmęczony, lecz nie od samego wysiłku. Ogółem był jakiś zmęczony. Wszystko mu nie pasowało i miał wiecznie złe przeczucia. Bezsenność dawała się we znaki, a jego organizm z tego powodu osłabł. Jeszcze nawet nie wiedział jakie widmo nad nim wisiało. Teraz zaś kobieta, mogła odczuć tą złą aurę...
-Łatwiej będzie wymienić osoby, których nie wkurwiłem. W Straży nie znajdziesz wielu, jeśli w ogóle. Proszę, Twoja nagroda...
Odwrócił się, z upiłowanym rogiem, który chciał wręczyć kobiecie. Gdy w tej chwili na niego spojrzała, mogłaby poczuć przerażenie. Lothar't jeszcze tego nie wiedział, ale z jego oczy, zaczynała wypływać krew...

~z~
Powrót do góry Go down
Yenna'thal

Yenna'thal


Posts : 124
Posty fabularne : 59

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptySob Sty 25, 2020 10:29 pm

Najwyraźniej Lothar’t lubił i potrafił nieźle się ustawić. Yenna’thal oczywiście nie widziała w tym nic złego, kto nie pragnął wygodnego życia, w którym nie musiał martwić się o majątek i czy na pewno wystarczy na jutro chleba. Zwłaszcza, jeśli ktoś potrafił na to samemu zapracować. Cóż, ona początki miała ułatwione ze względu na wysokie urodzenie, jej pierwotny fach wiązał się z niezłymi zarobkami, a obecna pozycja w Straży tylko zacementowała jej godny byt. Nie znaczyło to jednak, że nie potrafiła sama się sobą zająć. Natomiast Lothar’t po wojnie zaczynał niemalże od zera, a zdążył dorobić się niemałego majątku. Nawet jeśli potrafił być dusigroszem.
Wyglądało na to, że nagle zaczęli ze sobą rozmawiać jak cywilizowane elfy. Oby tylko tak dalej, ale nawet ze swoim optymizmem wątpiła, by taki stan rzeczy utrzymał się na długo. Trzeba jednak korzystać, póki trwa, toteż uśmiechnęła się delikatnie, gdy mężczyzna przystał na jej propozycję. W takim układzie leżała obopólna korzyść, a pragmatyczna strona jego charakteru by z czegoś takiego nie zrezygnowała. Ominąłby w końcu problematycznych klientów, bezustanne targowanie się o cenę i próby oszustwa.
Gdy dolna szczęka opadła na drewnianą podłogę, Yenna od razu przykucnęła przy niej, mogąc teraz nawet dokładniej się jej przyjrzeć. Ze względu na swój rozmiar nadal była ciężka, ale tym się nie martwiła. Nie powinna mieć zbytniego problemu, by przetransportować konno nową zdobycz do swojej pracowni. Powinna mieć w jukach jakieś pasy lub liny, którymi przywiąże potężną kość do siodła. Już zaczynała planować jak najlepiej to rozegrać, gdy zaskoczyła ją oferta padająca ze strony adepta. Uniosła głowę, by spojrzeć na niego i chociaż widać było żywe zainteresowanie, to podeszła z lekką sceptycznością do niespodziewanej inicjatywy.
– Skąd ta nagła inicjatywa? Nie miałam cię za kogoś z żyłką do handlu – czarna, wypielęgnowana brew uniosła się w górę, gdy spoglądała na niego z zaintrygowaniem wypisanym na twarzy. Co prawda Kodeks Maargha skłaniał raczej mieszkańców Vakhos do skromności, surowości i minimalizmu. Nie byli oni takimi miłośnikami sztuki jak elfy Ga’Lantis. Nie było jednak wątpliwości, że wydobywane tam kruszce, kamienie i minerały były wyższej jakości niż te z lokalnych kopalń. Tego faktu była doskonale świadoma, w końcu nie bez powodu połowa jej rodziny tam osiadła. Perspektywa dostępu do takich materiałów z pierwszej ręki była iście kusząca. – Myślę, że to pierwsza rozsądna rzecz, którą powiedziałeś, Chomiku. Chętnie się przekonam co udało ci się skompletować, na pewno udałoby się nam obojgu na tym skorzystać. – Pokiwała wolno głową, wstępnie zgadzając się na propozycję podobnej współpracy. Mogło to zaowocować niezłym zyskiem w przyszłości. Jej klientela na pewno rzuciłaby się na vakhoskie klejnoty oprawione w bardziej elficki sposób. – Tylko co masz na myśli mówiąc, że potrzebujesz dużo czasu. Mam ci przypomnieć, że pracujesz ze smokiem? Dla Barrosa wyprawa na granicę i przewiezienie skrzyni złota to jak rekreacyjna wycieczka – Yenna’thal popatrzyła na niego, jakby rzucała mu wyzwanie, by się z tego wybronił. Może była to kwestia tego, że Lothar’t był nowy w ich szeregach i czasem zapominał jaki potencjał i możliwości posiadał dzięki nawiązaniu relacji z deraasem.
Gdy zaczął mówić o swoim poprzednim zajęciu, podniosła się na nogi, by nie musieć zadzierać głowy, gdy go słuchała. Szczerze nie spodziewała się po nim szczególnych wyznań, więc gotowość z jaką zaczął mówić była dla niej zaskoczeniem. Nie chciała wobec tego przerywać i ryzykować, że ten znowu zamilknie. Milczała zatem, chociaż parsknięcia śmiechem na wspomnienie dowódcy nie powstrzymała do końca, dopóki sam nie ucichł i dopiero wtedy postanowiła się odezwać.
– Zawsze mogłeś zacząć gdzieś życie na nowo, niekoniecznie w Ga’Lantis – wzruszyła nieznacznie ramionami, ale była to tylko luźna uwaga. Wiedziała, że niektórzy nie chcieli zostawiać za sobą wszystkiego co znane. – Ale w takim razie koniec końców nieźle ci się trafiło. W Straży ciężko o monotonię, nawet jeśli w tym momencie skupiamy się na odnowieniu populacji – podczas misji i zadań też zdarzały się momenty, gdy można było odczuć nagłe skoki adrenaliny, a te zdawały się przypadać do gustu Lothar’towi tak samo jak Vaeg. – Chociaż nie jestem pewna czy drakonidy są tak łatwe do zwalczenia jak powiedziałeś, skoro pochwalić się możesz kolekcją blizn – postanowiła trochę rozluźnić ponurą atmosferę jaka opanowała zakurzony strych za pomocą lekkiego przytyku. Sądziła, że tego potrzebował, zwłaszcza że fiołkowe oczy ciskały na około pioruny.
Drgnęła, gdy narzędzie nagle upadło ciężko na podłogę, ale zanim mogła się po nie schylić, znowu znalazło się w męskiej dłoni, a ten wrócił jak gdyby nigdy nic do pracy. Dopiero teraz Yenna’thal poświęciła moment, by zbadać wzrokiem bandaże wokół jego kostek. Dałaby sobie rękę uciąć, że gdy ostatni raz mijała go w Gnieździe, niczego takiego nie widziała.
– Idź z tym do Ranaii – zupełnie zignorowała jego kąśliwą uwagę, skupiając się teraz na nowym problemie. Jak on z takimi pokiereszowanymi dłońmi chciał latać na smoku i nim kierować? Już nie wspominając o treningach z bronią. – Naprawi ci to w ciągu paru minut – nie przemawiała może przez nią troska ze względu na samego Lothar’ta, co była to po prostu zwykła rada. Nie zamierzała też pytać o pochodzenie obrażeń, nie była to jej sprawa i wątpiła, by mężczyzna chciał się takimi szczegółami dzielić.
Obserwowała uważnie postępy, które poczynił mężczyzna w piłowaniu rogu i nawet przy poranionych dłoniach szło mu zaskakująco sprawnie. Parę chwil później rozległ się trzask, gdy narośl oderwała się od reszty czaszki. Wyciągnęła przed siebie ręce, gdy białowłosy obrócił się do niej, by przekazać kobiecie jej obiekt zainteresowania. Chwyciła długi, lekko pofalowany róg i uniosła wzrok na jego twarz, by należycie podziękować. W szoku na to, co zobaczyła upuściła jednak poroże na podłogę z głośnym tąpnięciem, a zielone oczy wypełnił popłoch.
– Lothar’t co ci się dzieje? – W panice patrzyła na wypływające z kącików oczu karminowe krople. Nie miała pojęcia jak mu pomóc, czy mogła mu pomóc, a nawet czy powinna. Stała jak wryta, niepewna tego, czego była właśnie świadkiem. – Dobrze się czujesz? Musisz zobaczyć medyka – głos Yenna’thal zrobił się zaskakująco stanowczy, gdy ze zmarszczonym czołem podeszła do mężczyzny. – Coś ty do jasnej cholery ze sobą zrobił – mruknęła jakby do siebie, zapominając zupełnie o drakonidowych kościach, które spoczywały im u stóp. Bez zastanowienia chwyciła białowłosego za ramię i zaczęła ciągnąć w stronę wejścia na strych. Jak im adept padnie, to Imarisa szlag strzeli. Nie na jej warcie.

~z~
Powrót do góry Go down
Lothar't

Lothar't


Male Posts : 118
Posty fabularne : 75

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyNie Sty 26, 2020 2:44 pm

W sytuacji w której dochodzi do jakiegoś niezwykłego zdarzenia, zmieniający obrót atmosfery rozmowy, ciężko jest kontynuować jakąkolwiek wcześniej omawianą kwestią. Wszystko co omówili, musiało zostać gwałtownie urwane, przez napad hemolakri, największe utrapienie w życiu Lothar'ta. Pojawiające się w nieodpowiednich momentach, najczęściej przy zbyt dużym wycieńczeniu organizmu, Widok ten straszył tych, którzy go widzieli, on zaś sam przywykł do niego, a momentalnie przestał odczuwać początkową fazę, jak tu, teraz.
Jej przerażenie w oczach, mocno go skonsternowało. Nie wiedział co o tym myśleć. Czy tak ją uraził słowami o innych Strażnikach? Nie myślał nad tym, bo nagle poczuł się słabo, a jej pytanie, tak bardzo wyrwało go z własnego umysłu, odwróciło uwagę. Od razu domyślił się co mogła zobaczyć, wiec odruchowo palcami przejechał przy prawym oku, rozmazując cieknącą ciecz, pozostawiając je też na dłoni, na którą spojrzał ze zrezygnowaniem.
-Hmm. Kurwa.
Mruknął, dopiero teraz odczuwając ciepło stygnącej krwi, która zaczynała kapać z jego linii szczęki, prosto na deski. Miał wrażenie, że powoli zaczynało mu się kręcić w głowie, zaś obraz Yenna'thal zamazywał się, przez sklejone ze sobą rzęsy. Na prawdę, nie mogło być lepszej pory. Nie lubił pokazywać się w tej postaci, jednak wiedział, że był już na takim wyczerpaniu, że jakikolwiek wysiłek, pozbycie się jej siłą, czy nawet ucieczka, skończy się omdleniem. Tego nie mogła widzieć.
-Medyka nic nie zrobi, na to nie ma lekarstwa...
Wyszeptał, nim ta chwyciła go za ramię, próbując wyprowadzić ze strychu. Lecz on wiedział, że nic mu nie da żaden lekarz, bo musiał z tym żyć do końca długiego żywota. Dlatego bardzo szybko odszarpnął jej się, wyrywając z uścisku. Nie mogła go dotykać, nie odpowiadało mu to, ani też nie miała prawda decydować co z nim będzie. Krwawe spojrzenie topiących się fiołków, zmierzyło ją surowo, jakby kazało się stąd wynosić, zostawiać go w spokoju, nim ugryzie. Momige nie posłuchał poprzednio, więc nie skończył dobrze. Niech ona będzie mądrzejsza.
-Urodziłem się. To moja zbrodnia.
Odparł z drwiną na jej tekst o zrobieniu sobie krzywdy. Widocznie nie znała takiego przypadku jak hemolakria lub na pierwszy rzut oka nie skojarzyła tego objawu. Mało kto w sumie by wiedział, więc nie można było jej winić. Teraz najważniejsze, aby się dostosowała do jego słów.
Białowłosy klęknął na kolana, jakby do pozycji medytacyjnej, kładąc obie ręce na swoich udach, zaś głowię opuszczając nisko. Istniała szansa przeczekania tego bez utraty przytomności, jednak podłoga i jego ubrania, w tym kosmyki srebrnych włosów, paskudziły się niemiłosiernie. Yenna'thal tego widoku nie zapomni do końca życia.
-Wszystko... mamy ustalone... odezwę się, ale... wyjdź stąd. Teraz! Opuść ten dom, zostaw mnie...! Nic mi nie będzie, to minie...
Wycedził przez zęby, nawet na nią nie patrząc, bo zamknął powieki. Czuł poniżenie, znów czuł się słaby. Wszystko się pierdoliło, a każdy poznawał jego słabe strony. Miał wrażenie, że zbliża się do swojego upadku, a ktoś w końcu, czy później, wykorzysta swoją wiedzę przeciwko niemu. Zniszczy go. Paranoja nakazywała karcić się za nieostrożność i nienawidzić za słabość...
Powrót do góry Go down
Yenna'thal

Yenna'thal


Posts : 124
Posty fabularne : 59

NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA EmptyNie Sty 26, 2020 9:18 pm

Przebieg tego spotkania był tak burzliwy i zmienny, że ciężko było momentami nadążyć. Wpierw szok i niedowierzanie, które przerodziło się w słowną potyczkę. Gdy już zapowiadało się na złożenie broni, oboje znowu ją podjęli, gdy na jaw wyszedł prawdziwy powód ich spotkania. Potem coś na wzór rozejmu, a nawet stosunkowe oczyszczenie atmosfery i przejaśnienie chmur, które nad nimi wisiały. Oczywiście nie zaczęli świergotać ze sobą jak starzy znajomi, ale i tak można było dostrzec pewien postęp. W jednej chwili jednak nawet to runęło w gruzach, gdy stało się coś nieoczekiwanego przez obie ze stron. Wszystko co stało się na parterze zostało w mgnieniu oka zapomniane, gdy blade policzki mężczyzny zaczęły przecinać cienkie strużki krwi, tworząc na jego twarzy podłużne i makabryczne wzory.
Na jej zaniepokojone spojrzenie, białowłosy odpowiedział jej skołowaniem. Nawet nie zdawał sobie sprawy, co dokładnie zobaczyła, ale szybko zaczął się domyślać, bo zaraz rozmazał posokę po całym prawym policzku, brudząc czerwienią również palce. Yenna’thal nie pojmowała jak potrafił zachować w obliczu takiej sprawy spokój, komentując ją zaledwie pojedynczym słowem. Na pewno nie był to pierwszy przypadek takich objawów. Spostrzegła, że jego wzrok stracił na skupieniu, a mężczyzna mrugał częściej powiekami, jakby starał się odzyskać ostrość spojrzenia i wyzbyć się krwi, która przesłaniała mu oczy.
– Nie pierdol, musi być jakiś sposób… Nawet magia? – szczerze mówiąc ciężko było jej taki widok wytrzymać. Krwi nie zdawało się ubywać, wręcz przeciwnie. Zaczęła skapywać z brody mężczyzny, brudzić podłogę, jego koszulę, nawet srebrzyste włosy. Kobieta przełknęła ślinę, starając się opanować nerwy, ale zdecydowanie nie pomagał jej w tym metaliczny zapach, który zaczął roznosić się po strychu.
Chciała przerzucić sobie jego ramię przez bark i wyprowadzić z zakurzonego poddasza. To ostatnie miejsce w całym domu, w którym powinien znosić atak choroby. Planowała pomóc mu dostać się przynajmniej do najbliższego krzesła, a najlepiej łóżka. Nie miała w końcu pojęcia, że jego sypialnia tuż przed jej przybyciem skończyła w drzazgach i nie była zdatna do użytku. Miała za sobą jedynie podstawowy trening pierwszej pomocy, jak każdy strażnik, ale wiedziała zdecydowanie zbyt mało, by być w stanie pomóc mu bardziej. Zanim jednak mogła wprowadzić zamiary w życie, mężczyzna odepchną ją od siebie, a ta z rozpędu musiała wykonać kilka kroków w tył, by odzyskać równowagę.
– Daj sobie pomóc, kretynie – niemalże jęknęła sfrustrowana brakiem współpracy. Nie pojmowała jego uporu w tej kwestii. Co się stało, to się nie odstanie, zobaczyła go już w takim stanie i tego widoku nie zapomni. Mężczyzna zdawał się jej nie słuchać, po raz wtóry tego dnia ignorując jej emocjonalne wybuchy. Patrzyła ze zrezygnowaniem w zielonych oczach jak jego powieki opadają, a za nimi również całe ciało, gdy ukląkł na podłodze i pochylił głowę. Był to jasny sygnał, że nie miał najmniejszego zamiaru więcej się ruszać. Co on najlepszego wyprawiał?
– Lothar’t, a niech cię, ty durny pawiu – skomentowała jego dumę pod nosem i faktycznie biegiem opuściła strych. Nie wypadła jednak w panice przez drzwi na ulicę. Praktycznie zeskoczyła ze schodów, szybko lokalizując kuchnię i wypełniając czystą wodą pierwsze naczynie, które miała pod ręką. Chwyciła niewielkie wiadro za rączkę, a wychodząc z pomieszczenia zerwała jeszcze z haczyka białe szmaty. W podobnym pośpiechu przebyła drogę powrotną, biorąc po dwa lub trzy schody naraz. Może przez jego upór nie zabierze go ze strychu, ale przynajmniej tyle była w stanie zrobić i nie mógł jej tego zabronić. Ułożyła wszystko obok jego klęczącej nadal formy, nie dotykała go już jednak.
Mężczyzna w tym momencie zdawał się utrzymywać przytomność, ale trwał w kompletnym bezruchu. Yenna westchnęła ciężko, ale w końcu ustąpiła. Nie potrafiła mu bardziej pomóc, gdy sam tego nie chciał. Chwyciła wobec tego drakonidowe kości i z ostatnim spojrzeniem posłanym w stronę adepta, skierowała się ku wyjściu, tym razem z zamiarem uszanowania jego słów i opuszczenia domu. Z obecnym balastem szło jej jednak wolniej, ale w końcu wyszła na ulicę, kierując się w stronę miejsca, gdzie zostawiła uwiązanego Ervaela. Udało jej się przytroczyć obie części czaszki do siodła i tak obładowana skierowała się w stronę pracowni. Całą drogę nie opuszczały jej jednak dręczące myśli. Czy Imaris wiedział o przypadłości białowłosego? Jeśli nie zdawał sobie sprawy, to czy powinna mu o tym powiedzieć? W końcu co, jeśli choroba zaatakuje Lothar’ta podczas treningu, lotu, patrolu, misji? W takim stanie był niezdatny do walki i prowadzenia smoka, tworzył zagrożenie dla siebie i innych. Jednak nie powinna być tą, która zdradza tak osobiste informacje, to byłoby nie na miejscu. Wiedziała, że prędzej czy później będzie poruszyć ten temat z Likwidatorem. I to najlepiej dość szybko.


/zt x2
Powrót do góry Go down
Sponsored content





NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty
PisanieTemat: Re: NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA   NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA Empty

Powrót do góry Go down
 
NAWIEDZONY DOM LOTHAR'TA
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
deraas :: Gaya'Ros :: Centrum Miasta-
Skocz do: