deraas
 
IndeksIndeks  CalendarCalendar  Latest imagesLatest images  FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Ranaia Ande

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Ranaia Ande

Ranaia Ande


Female Posts : 78
Posty fabularne : 52

Ranaia Ande Empty
PisanieTemat: Ranaia Ande   Ranaia Ande EmptyWto Sty 21, 2020 12:20 am

Miano: Ranaia Ande

Data urodzenia: 7 dzień Yuen 3154 (60 lat)

Typ elfa: Czystej krwi Aráe

Klasa społeczna: Klasa Wyższa

Przynależność: Skrzydlata Straż

Profesja: Uzdrowicielka, zarówno lekarz jak i weterynarz tych małych milusińskich, jak i tych "nieco" większych

Cechy wyglądu:Ranaia poza jednym szczegółem jest idealnym ucieleśnieniem pożądanego przez elfy kanonu piękna. Może nie jest jakoś specjalnie wysoka, bo mierzy sobie 175cm wzrostu, jej ciało jest jednak smukłe i gibkie. Nie ma na nim ani grama tłuszczu. Ma delikatnie podkreślone kobiece umięśnienie, płaski brzuch, delikatną talię, biust niezbyt duży i sprężysty, pupa zarysowana niemal jak od linijki. Do kompletu oczywiście długie, zgrabne nogi. Dłonie zakończone długimi paluszkami z zawsze wypiłowanymi, eleganckimi paznokciami. Twarz kobiety jest jak obrazek, wysokie kości policzkowe, ale nie przesadnie, zgrabny nos i wąskie usta. Spiczaste, długie uszy zawsze przebijające się przez włosy. A te, długie do pasa, zazwyczaj proste, choć z odrobiną wilgoci zaczynają tańczyć i się falować, są srebrne i połyskliwe. Cera elfki jest prawie porcelanowa. Do tego ideału brakuje jednak oczu. Ranai są co prawda wąskie, okolone wachlarzem rzęs, a od góry przyozdobione równą linią brwi, ich kolor jednak nie jest ani srebrny, nie fiołkowy, a czarny, mieniący się i błyszczący jak gwieździste niebo.

Natura:Ranaia była i jest w dalszym ciągu dobrą duszą. W dzieciństwie i przez pierwsze dziesiątki swojego życia bardziej ekspresyjna, niż obecnie. Pozostaje jednak otwarta i przyjacielska, choć przez dozę nieśmiałości i braku wiary w siebie ciężko jest być tą, którą nawiązuje pierwsze nici znajomości. Szybko je jednak łapie i plecie w przyjaźnie. Ciężko bowiem nie lubić tej do rany przyłóż kobiety, która wysłucha i pomoże w ciężkiej chwili, która pomilczy kiedy to ciszy Ci trzeba, która przytuli, albo da w pysk na uspokojenie i otrzeźwienie. Ranaia ma wielkie serce i silny kodeks moralny. Nie jest w stanie skrzywdzić nikogo od tak... czy to słowem czy uczynkiem. Uważa, że każdy zasługuje na szansę. Nie chowa długo uraz i szybko wybacza. Skora do pomocy i poświęceń. Przez własny, silny kodeks moralny nie jest w stanie siedzieć spokojnie, gdy dzieje się coś złego, stąd jej zaangażowanie w sprawy, które wydawać by się mogło w ogóle do niej nie należą, albo zwyczajnie ją przerastają. Po piekle wojny stała się nieco cichsza i nie tak ekspresyjna. Jej empatia, intuicja i wrażliwość znacznie się wyostrzyły. Jej samoocena nieco wzrosła, ale ambicje również. Przy tym wszystkim jednak w jej czarnych oczach gości jakiś smutek, żal na niesprawiedliwości i koszmary tego świata, na które nic nie może poradzić, co prawda uśmiecha się często, ale w formie niewerbalnego okazywania emocji, uczuć, lub zamiast słów, ale śmieje się niezwykle rzadko.

Przeszłość:Ranaia urodziła się jako pierwsze dziecko swoich rodziców. Rodzina z klasy średniej. Ojciec rzemieślnik, dobry krawiec, z okiem i gustem. Matka czarodziejka, choć może mniej utalentowana niżby chciała. Kochali jednak córkę i chcieli dla niej jak najlepiej. Początkową edukację zapewnili dziewczynce rodzice, a gdy zaczęła przejawiać talent, jakąś wrodzoną i naturalną intuicję do magii, matka wiedziała już na jaki kierunek dalszej edukacji pójdą odłożone oszczędności. Nie można też zapomnieć, że do dalszego sukcesu przyczyniły się też bądź co bądź znajomości jej matki i sam fakt mieszkania i życia w stolicy.

Może nie najlepszy, ale dobry start miało dziewczę dzięki rodzicom. Potem to już jej praca i trud, na jej własne sukcesy i całą przyszłość. Szybko stało się jasne, że dziewczynki nie interesuje potężna magia żywiołów, kontrolowanie pogody, roślin czy umysłów. Była na to zbyt delikatna i wrażliwa. Ona chciała pomagać... a to przecież nie zawsze oznaczało zabijanie wroga. Mogła leczyć sprzymierzeńców. Rania odznaczała się wyjątkowym zrozumieniem energii życiowej tkwiącej w każdej żywej istocie, jej życia, procesów zachodzących w organizmie... całokształtu, od kropli krwi, po całą istotę. Własnie dlatego stała się tak skutecznym uzdrowicielem. Najpierw powoli, oczywiście, chora łapka pieska czy kotka, kaszelek i katarek, kulejący koń, zadrapanie... dzień za dniem i rok za rokiem.

Panna Ande była wytrwałą uczennicą, skora do nauki, głodna wiedzy i doświadczenia imała się każdego zadania, z którego mogła wyciągnąć jakąś lekcję i jednocześnie komuś pomóc... nie ważne czy trzeba było usunąć zebra, opatrzyć skaleczenie, czy odebrać poród. Wkrótce była już na tyle dobra, że mogła zarabiać własne pieniądze, pomóc rodzicom i odwdzięczyć się im za trud jej wychowania i utrzymania. Z wiedzą przyszło też przerażające zrozumienie. Dzięki wrodzonej finezji, elastyczności, wrażliwości, empatii, zrozumieniu naturalnych procesu w połączeniu z gromadzoną wiedzą, mogła małym kosztem, korzystając z prostych słów mocy, naprawić skomplikowane obrażenia, lub wyleczyć uciążliwe choroby... to oznaczało też, że dzięki temu, mogła niesamowicie łatwo, niewielkim kosztem energii odebrać komuś życie, sprawić, że ktoś będzie kaleką albo poważnie zachoruje. Ten medal miał dwie strony, a młoda kobieta właśnie wtedy poczuła cały jego ciężar.

Wszystko było jednak mało. Ranai nie zależało na osobistych zaszczytach, tytułach czy sławie, ale czuła, że leczenie ludzi i zwierząt domowych to mało. Było mało gdy zaczęła pomagać bogatszej warstwie społeczeństwa, było mało nawet wtedy, gdy ze swoimi usługami weszła na dwór. Przez lata wyrobiła sobie nazwisko, prestiż, nieposzlakowaną opinię, ale cóż... krew elfów, to nie było to, na czym chciała i mogłaby poprzestać. Nie odpowiadał jej jednak dworski klimat, polityka intrygi i puste rozterki szlachcianek... nie. Nowa pozycja dawała jednak nowe możliwości. Było ją stać by rozszerzyć swoją wiedzę i horyzonty. Nagle smoki, które dotąd latały nieosiągalne wysoko na niebie, znalazły się na wyciągnięcie jej ręki. Nawet nie marzyła żeby choć próbować wstąpić do Skrzydlatej Straży. Teraz jednak miała możliwości zacząć studiować smoki, uczyć się ich, badać, obserwować... w końcu leczyć. Poświęciła się temu tak mocno, że odmówiła wstąpienia do Loży Nadnaturalnej. Nie miała czasu na ich działania, na zaangażowanie w sprawy organizacji... na kolejne intrygi i wewnętrzną politykę. Nie nadawała się do tego i nie to było jej ambicją.

Lata mijały, doświadczenie, wiedza i majątek rósł. Kobieta, gdyby chciała pewnie mogłaby znaleźć się nawet w elicie stolicy. Nigdy jednak żadną arystokratką się nie czuła. Może to i lepiej? Miała czas na naukę fechtunku, tańca, doskonaleniu swojego fachu i ciągłemu dążeniu do doskonałości, perfekcji. Co prawda daleko jej do zadufanych w sobie, pysznych i zbyt pewnych siebie elfów z elit, naukowców czy wielkich magów. Pewne skrzywienia elfów jednak zostają we krwi i Ranaia nie pozwoliła sobie nigdy zostawić po leczeniu nawet najmniejszej blizny, nikomu, a zwłaszcza sobie. Perfekcja i profesjonalizm od początku do końca. Na każdym etapie, w każdym szczególe.

Taki status miał też inne plusy. Zwyczajnie finansowe. I kontakty oraz znajomości. Łącząc to wszystko mogła pozbyć się... no może nie do końca, problemu, który nęka ją do dziś. Mimo całej wiedzy, doświadczenia i ostatecznie potęgi... jej poziom energii nigdy nie wzrósł. Jej ciało z jakiegoś powodu nie było w stanie magazynować więcej energii niż tyle ile było jej konieczne do poprawnego funkcjonowania. Choroba, klątwa, urok, jakaś pieczęć? Trzeba ta będzie sprawdzić, międzyczasie musiała jednak znaleźć alternatywę. Z pomocą przyszły runy. Nie potrzebowała żadnych konkretnych, a jedynie takie, które będą za nią magazynowały energię życiową niezbędną do rzucania czarów. Nie chciała też takich najprostszych, jednorazowych, zużywających się run. Pewien mag jubiler ze stolicy stworzył dla niej komplet biżuterii - dwie bransolety, broszę, która może być też spinką do płaszcza i klamrę do pasa. Oprawione w srebro duże, okrągłe opale. Eleganckie i piękne. Niewykorzystywane były czarne jak jej oczy, w użyciu zaczynały jarzyć się purpurą. Były wyjątkowe dlatego, że uzdrowicielka mogła uzupełniać ich zapasy energii, które zdążyła zużyć. Mogła uzupełniać je dowolnie pozyskaną energią - swoją, bądź innych istot żywych.

Potem nadeszła wojna. Siedmioletnie piekło, które zmieniło królestwo, ją i chyba każdego, który je przeżył. Nie zdążyła oficjalnie starać się o stanowisko weterynarza smoków Skrzydlatej Straży, ale wojna dała jej okazję do właśnie takiej pracy. Okazja czy nie, nie mogła siedzieć na tyłku, w stolicy, czekać na rozwój wypadków, gdy tam ginęły elfy i smoki. Wróg miał przewagę, los był niepewny, a jej kodeks moralny jasno wskazywał kobiecie co ma zrobić. Uzdrowicielka była więc tam, gdzie trwały najzajadlejsze walki. Gdy została zmuszona, dobywała włóczni i niosła śmierć wrogom, którzy ją zaatakowali. Gdy nie walczyła, leczyła. Kogo mogła i jak mogła jednocześnie najlepiej i najszybciej. Nie mogła sobie wyobrazić gorszej, a jednocześnie więcej dającej praktyki niż praca na polu bitwy. Stres, presja, nieustanne poczucie zagrożenia, czujność i skupienie. Każdy rycerz postawiony z powrotem na nogi zwiększał ich szanse, każdy stracony, szanse wroga. Prosta kalkulacja.
Elfka przez kolejne lata zapomniała co to znaczy spokojny sen i pełen odpoczynek czy relaks. Nie było wakacji, nie było wczasów. Widziała jednak efekty swojej pracy, własnej walki, drobnych codziennych zwycięstw i ocalonych istnień. Każdy oddział, z którym wyruszała, choć nie należała do regularnego wojska, Loży ani oddziałów specjalnych, zdawał się pewniejszy, chętniejszy do walki, odważniejszy. Czując na plecach takie wsparcie, z myślą, że w razie ran jest ktoś, kto je wyleczy, każdy czuł się pewniej.
Wojna niosła jednak krwawe żniwa. Wygrywali, ale za jaką cenę? Ginęły smoki, w zastraszających ilościach. Ranaia nie była w stanie w takim tempie pomagać wszystkim w koło. Wolała nie liczyć ile smoków padło na tego jednego, którego udało jej się uratować, ilu Jeźdźców zginęło, na tego jednego, którego wyleczyła z ran...
Ostatnie miesiące wojny Ranaia sama przeleżała już w szpitalu. Na polu bitwy została ranna. Strącony z nieba smok runął obok kobiety i przetaczając się z impetem, zgarnął ją ze sobą. Zatrzymali się, na szczęście, na rozmokniętej ziemi. Smok był martwy, trafiony pociskami ze skorpiona, obficie krwawił, wrzącą, parującą posoką. Wielkie cielsko przygniotło jej nogi, dzięki tylko miękkiemu podłożu nie zmiażdżył ich i nie połamał. Ostra łuska rozcięła jednak jej udo do kości na prawie całej długości, a jakby było mało gorąca smocza krew zalewała to wszystko. Kobieta krzyczała pod niebiosa, póki nie straciła z bólu i utraty krwi przytomności.

Ranaia nie była w stanie swoja magią wyleczyć tych ran. Nie potrafi zrozumieć dlaczego. Do zalała ją i poparzyła smocza krew? To mogłoby tłumaczyć wygląd blizny oparzeniowej, ale niemożność uleczenia rany? Była w stanie jednak zrobić tyle, że zachowała nogę w pełni sprawną, nawet nie kuleje, choć czasami, ta daje bólem o sobie znać.

Po wojnie, jak wielu innych zasłużonych weteranów, dostała odznaczenia, honory i nazwijmy to wynagrodzeniem za zasługi lub zadośćuczynieniem za wyrzeczenia, poświęcenia i rany. Ranaia jednak nie usiadła w swojej rezydencji i nie zakończyła działalności. tak mógłby zrobić człowiek. Ona jako elf, co prawda po wojnie zmieniona, nieco bardziej wycofana z jakimś uszczerbkiem na psychice, ale zaczęła dalej działać. Nie było co siedzieć. Skrzydlata Straż była w ruinie, większość smoków zginęła. Część została trwale okaleczona. Gatunkowi groziło wyginięcie. Potrzebni byli specjaliści, a ona była jednym z nich. Nie czekając na nic udała się do Straży by przedstawić swoje referencje i chęć natychmiastowego podjęcia pracy jako weterynarz smoków. Nie było mowy by przyjęła odmowę, nie chodziło już nawet o osobiste ambicje, a o cały smoczy gatunek! Podjęła więc specjalistyczne szkolenie u obecnego weterynarza, by móc zrozumieć specyfikę pracy z tymi gadami, struktury Straży, instrumenty wykorzystywane do komunikacji, ogólny charakter i złożoność całego zamysłu tej organizacji. Główny cel ratowanie gatunku. Na ty jednak nie miało się skończyć, została bowiem zgłoszona, ciężko powiedzieć przez kogo, ona obstawia, że przez weterynarza, który ją w to wciągnął, do rekrutacji i szkolenia dla Skrzydlatych Strażników. Brakowało nie tylko smoków, ale także Jeźdźców.
Marzenia uzdrowicielki się spełniały. Z wielkim zaangażowaniem i determinacją podjęła szkolenie, wplatając w nie i korzystając także ze swojej dotychczasowej wiedzy zarówno medycznej jak i tej o smokach. Nie nauczyła się walczyć inną bronią, doszlifowała fechtunek długimi drzewcami... choć powiedzmy sobie szczerze, po siedmiu latach wojny to raczej nie musiała już tam nic bardziej szlifować. Dzięki swojemu instynktowi i empatii miała też dobrą rękę do smoków. Na tresera się nie nadawała, do tego trzeba mieć charakter, ale nie bała się zbliżyć o żadnego z nich. Intuicyjnie wyczuwała jak powinna się zachowywać, kiedy spuścić wzrok, kiedy podnieść nieco bardziej stanowczo ton głosu, albo kiedy milczeć. Czy może dotknąć smoka i gdzie. Szkolenie również pomagało.

Ten dzień też w końcu nadszedł. Ostateczna próba akceptacji ze smokiem, właściwie smoczycą, której jeźdźcem miała zostać. Odebranie klejnotów komunikacyjnych, własnego siodła i uprzęży, zbroi bojowej... oficjalnej przynależności do Skrzydlatej Straży.
Ależ perspektywy i możliwości elfki dostaną skrzydeł... smoczych!


Dodatkowe informacje:
-Na jej ciele nie ma widocznej żadnej skazy czy blizny. Ukrywa jednak rozległą bliznę po oparzeniu na prawem udzie. Bliznę po oparzeniu smoczą krwią. Blizna wygląda jakby udo pokrywały smocze łuski. Chce znaleźć kogoś, kto pomoże jej wyjaśnić przyczynę tego zjawiska i tego, że tej rany nie mogła wyleczyć własną magią.
- Noga doskwiera bólem w gorące dni, lub gdy elfka jest z jakiegoś powodu jest przegrzana
- Szuka kogoś, kto pomoże jej znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego nie jest w stanie zwiększyć pojemności własnego ciała na energię życiową i kogoś kto mógłby temu zaradzić... zdjąć klątwę, pieczęć, czy wyleczyć chorobę.
- Dziewica. Szuka raczej poważnej, dojrzałej i długowiecznej relacji.

Mocne strony:
- Cudownie tańczy
- Cudownie tańczy w walce dwuręczną bronią drzewcową (włócznia, glewia itp.)
- Zna na wskroś anatomię i budowę ciała humanoidów, zwierząt powszechnie znanych, niektórych bestii czy potworów, znawczyni anatomii smoków
- Znakomity lekarz, weterynarz i chirurg, choć najczęściej więcej korzysta z magii niż narzędzi
- Doskonała, wprawiona i znana uzdrowicielka - leczy magią, nie ziółkami
- Brak siły nadrabia zwinnością, równowagą i wytrzymałością
- Cechuje ją wielka empatia, intuicja, kreatywność, elastyczność i instynkt

Słabe strony:
- Nie potrafi się bić
- Słabo walczy inną bronią białą
- Kuszy nie miała w dłoniach, a łuk wie jak trzymać, żeby nie zrobić sobie krzywdy
- Nie bardzo orientuje się w naturalnym lecznictwie (zioła, mikstury, wywary itp.)
- Fizycznie słabsza od przeciętnej kobiety swojej budowy
- Nie potrafi kłamać
- Zbyt ufna i czasami aż naiwna

Posiadane zwierzęta:
Obecnie brak
Powrót do góry Go down
Ranaia Ande

Ranaia Ande


Female Posts : 78
Posty fabularne : 52

Ranaia Ande Empty
PisanieTemat: Re: Ranaia Ande   Ranaia Ande EmptyWto Sty 21, 2020 2:13 pm

Czy zgadzam się, żeby w fabułach z MG (poza misjami)...
MG mogli trwale kaleczyć moją postać: tak
MG mogli zabić moją postać: tak
Powrót do góry Go down
Admin
Admin
Admin


Posts : 74
Posty fabularne : 127

Ranaia Ande Empty
PisanieTemat: Re: Ranaia Ande   Ranaia Ande EmptyWto Sty 21, 2020 11:02 pm

akcepcik
Powrót do góry Go down
https://deraas.forumpolish.com
Sponsored content





Ranaia Ande Empty
PisanieTemat: Re: Ranaia Ande   Ranaia Ande Empty

Powrót do góry Go down
 
Ranaia Ande
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Ashara Ande

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
deraas :: Strefa Postaci :: Biografie-
Skocz do: